Sezon kończy każdy o tej porze, o której lubi. Czasem jest to tuż po wakacjach, a czasem dopiero ostatniego grudnia – bo to chyba ostateczna data zamknięcia motocyklowego sezonu 2017.
Ja sezon w tym roku kończyłam jakieś 3 razy, ostatni był 12 grudnia. Pogoda była wtedy cudna ze względu na temperatury powyżej 10 stopni, jednak nie wzięłam pod uwagę siły wiatru i przejażdżka zamiast być przyjemną, była raczej walką o pozostanie na swoim pasie i przetrwanie! Niestety, głównie jesienią, warunki do jazdy określają, nie tylko deszcz i temperatury, ale i siła wiatru. Jeszcze kilka razy pogoda była w porządku, jednak miałam wtedy inne zajęcia, jazdę wykluczające…
Ogólnie jestem zmarzluch i jak pogoda paskudna, to nie mam parcia na jazdę motocyklem, a raczej na kocyk na sofie 🙂 . Nawet w święta pogoda była spoko, tylko chore zatoki i początki anginy zabiły we mnie chęć do jazdy motocyklem, i rodzinę odwiedzałam na 4 kołach. Mikołaj z Fuchs Silkolene przyniósł mi bańkę oleju – w sam raz na start sezonu! A w domu zamiast czarnego Kawasaki jest czarna Kawa – kotecek 🙂 .
Co by nie mówić, czasem dobra jest taka pauza od motocykla, bo potem, razem z wiosną, ta pasja odnawia się z większą siłą. Mocniej czuje się wszystkie wrażenia płynące z jazdy i bardziej docenia się czas spędzony na motocyklu. Czekam na te chwile i uwielbiam je.
W Nowym Sezonie 2018 życzę Wam zrealizowania marzeń i zdobycia szczytów (no może nie wszystkich, bo droga do nich jest czasem lepsza, niż sam cel – motocykliści to wiedzą doskonale!), miłości przepełniającej serce (do dwóch kółek oczywiście) i wielu słonecznych dni!