Podręczniki motocyklowe

Jazda motocyklem jest umiejętnością praktyczną i pozornie łatwą. Jednak autorzy motocyklowych podręczników o technice jazdy, mają wiele do powiedzenia. Okazuje się, że w tym przypadku przygotowanie teoretyczne jest bardzo ważne i wiele wnosi do codziennego życia motocyklistów, i ich bezpieczeństwa na drodze.

Przedstawiam poniżej krótką charakterystykę książek z jakimi się zetknęłam, podczas moich dwóch motocyklowych sezonów. Pozwoli Wam to lepiej dobrać podręcznik do własnych potrzeb, jak i sprawić udany prezent świąteczny komuś bliskiemu.

Podręcznik Motocyklisty. Autoteka, 95 stron.
To pierwsza książka (a raczej książeczka) motocyklowa z którą miałam do czynienia. Otrzymałam ją w „zestawie startowym” na kursie Prawa Jazdy kat. A. Ta 95-stronicowa lektura pochłonęła mnie już w autobusie, którym wracałam do domu z pierwszych zajęć. Znalazłam w niej podstawowe wiadomości o obsłudze technicznej motocykla i o ubiorze. Opisane są w niej ćwiczenia dla początkujących i dla tych, już trochę jeżdżących, a także podstawowe zagrożenia dla motocyklisty na drodze, i sposób reagowania na nie. Na koniec kilkanaście stron z przepisami Kodeksu drogowego i interpretacją. To lektura obowiązkowa dla „świeżaka”, jednak z biegiem czasu i zdobywaniem doświadczenia – jednak niewystarczająca.

A sprawy, które poznałam potem w dużo prostszej formie, są w tej książeczce dość zagmatwane. Na przykład coś, co poznałam na kursie jako przeciwskręt – jest opisany tak: „Przed skrętem w lewo zataczamy niewielki łuk w prawo. Działanie sił odśrodkowych zostaje zakłócone i pojazd jednośladowy skręca automatycznie w pozycji ukośnej w lewo” albo przeciwsiad – „technika impulsywnego kierowania. Jest to wzmocnione pochylenie ciała w kierunku przeciwnym do skrętu przy jednoczesnym silnym naciskaniu kierownicy motocykla”. Chyba można to przekazać trochę prościej i jaśniej, bo to przypomina regułki, które trzeba wykuć na blachę, a niekoniecznie zrozumieć.

Pełna Kontrola. Techniki jazdy dla motocyklistów, Lee Parks, 159 stron.
Tą książkę polecał mój instruktor, a jego zdaniem ma ona „drugie dno” i zaawansowany motocyklista wyczyta z niej więcej… Po mnie – blondynce, tego się nie spodziewajcie, napiszę tylko o tym, co wyczytałam tam sama. Książka bardzo ładnie wydana i na kredowym papierze, pewnie dlatego też trochę kosztuje ok. 45-55 zł.

Podoba mi się w niej całościowe podejście do tematu z uwzględnieniem psychicznego nastawienia i przygotowania motocyklisty do jazdy (rozdziały o koncentracji, strachu, właściwym podejściu). Cytowane są różne wypowiedzi zawodników i wyciągane wnioski o ich przygotowaniu psychicznym lub jego braku. Podane są też wskazówki, jak dbać o kondycję, pod kątem jazdy na motocyklu.

Nie brakuje też wiedzy technicznej dotyczącej zawieszenia i jego konfiguracji, aerodynamiki itp. – szczerze mówiąc nie wszystko pojęłam, ale fizyka zawsze była dla mnie ciężka do strawienia. A najważniejsza część tej książki, to oczywiście technika jazdy. Opisane zdjęcia, wypunktowanie „krok po kroku” i schematy ćwiczeń, bardzo pomagają w opanowaniu opisywanych umiejętności (hamowanie, kontrola gazu, zmiana biegów, tor jazdy itp.). Jest też spory rozdział o jeździe z pasażerem, odzieży i o wyjazdach na tor wyścigowy.

Lee Parks jest zawodnikiem motocyklowym i ma własną szkołę jazdy. W tej książce można znaleźć wiedzę opartą na jego doświadczeniach z toru, jak i jasny sposób przekazywania wiedzy, który zapewne wykorzystuje we własnej szkole. Ta książka była mi bardzo pomocna, jednak nie odpowiedziała na wszystkie wątpliwości i pytania początkującej motocyklistki. Szukałam więc dalej…

Motocross i offroad. Terenowa jazda motocyklem, Rene Degelmann, 144 strony.
Po tą książkę sięgnęłam z ciekawości i lekkiej słabości do motocykli crossowych. Zdążyłam się już zorientować, że wyczynowa wersja tego sportu jest dla większych (niż ja) twardzieli, ale nic nie stało na przeszkodzie, by trochę teorii w tej materii przyswoić… Książka jest przyzwoicie wydana, papier może nie luksusowy, ale i cena przystępna 31-40 zł (a okładka jest dość trwała, nawet jak wozimy książkę pod siatką bagażową). Sam autor jest wielkim autorytetem w jeździe motocyklowej, napisał wiele książek i artykułów w tym temacie, a trzy z nich ukazały się w języku polskim (prócz tu opisywanej, jeszcze: Technika jazdy motocyklem. Ilustrowany poradnik oraz Technika jazdy quadem).

Pierwsze, co rzuca się w oczy, przeglądając książkę – to wielka ilość fotografii ilustrujących krok po kroku, jak wykonać dany manewr i wszystkie są przejrzyście opisane. Na wstępie znajdziemy wiedzę podstawową o wyborze motocykla, jego ustawieniach i ubiorze. Kolejne tematy dotyczą jazdy amatorskiej w terenie (hamowanie, przyśpieszanie, zakręcanie), a następnie porady z wyższej półki umiejętności (pokonywanie przeszkód, zawracanie na wzniesieniu, wyskoki) oraz dotyczące pokonywania pustyni i uczestniczenia w zawodach.
Myślę, że każdy znajdzie tu coś, dostosowanego do własnego poziomu. Może nie ma tego zbyt wiele, ale przy tak małej ilości publikacji dotyczących jazdy w terenie, każda wskazówka wydaje się cenna.

Strategie uliczne. David L. Hough, 155 stron.
Ta książka wpadła mi w ręce w wersji PDF, ale można ja zakupić już za 24-38 zł. Poradnik jest w zupełnie odmiennej formie od tych, wyżej opisanych. Składa się z 73 historyjek, które czegoś uczą i które pojedynczo można przyswoić w przeciągu kilku minut (ktoś mi nawet powiedział, że to idealna lektura na posiedzenia w WC). Geneza tych opowiadań sięga lat 70-tych, kiedy autor zaczął angażować się w poprawę bezpieczeństwa motocyklistów na drodze i ich edukację. Wiedza Davida była przekazywana w formie ulotek, poradnika kursu jazdy, rubryki tematycznej w gazecie i w końcu jako książka.

Opowiadania bazują na sytuacjach w których doszło lub nieomal doszło do wypadku. Porady przyswaja się lekko i niektóre wydają się dość banalne, ale najważniejsze jest chyba to, że uruchamiają wyobraźnię. Czytając, „widzimy” opisywaną sytuację i przez to łatwo ją zapamiętujemy (pomocne są proste, ilustrujące szkice). Sama złapałam się na tym, że potem na mieście wypatrywałam, wymienianych w książce, symptomów zagrożenia. Nie, nie wpadłam w paranoję, ta książka nauczyła mnie tylko patrzeć tam, gdzie powinnam.

Motocyklista doskonały. Wyższa szkoła jazdy. David L. Hough, 262 strony.
No i wreszcie znalazłam najkompletniejszą, obowiązkową (moim zdaniem) lekturę motocyklową! Nie jest to książka dla nielubiących czytać, bo format ma spory i grubość też (cena przyzwoita 40-62 zł), ale gwarantuję, że nie pożałujecie żadnej minuty spędzonej z tym podręcznikiem. To tu są wszystkie odpowiedzi, to tu wszystko staje się jasne jak słońce. Byłam zachwycona, gdy na nią wreszcie trafiłam.

Czytanie tej książki jest przyjemnością, bo to nie jest wykład wszystkowiedzącego nauczyciela, ale jakby, opowiadania kolegi, bardziej doświadczonego motocyklisty. Na przykładzie innych motocyklistów o zabawnych imionach (np. Wandzia Wędrowniczka, Jeździec Jędruś, Motorowy Miecio) i z własnych doświadczeń autora – poznajemy najczęstsze błędy motocyklistów i ich skutki. Następnie dowiadujemy się jak do takiej sytuacji nie dopuścić, co robić, jak się jednak wydarzy i jakie ćwiczenia w tym kierunku możemy wykonać.

Miałam wrażenie, że autor dokładnie wie, o co chciałabym spytać i natychmiast na to pytanie odpowiada. Nikt na żadnym kursie nie jest w stanie powiedzieć i pokazać nam wszystkiego, sami też, nie jesteśmy w stanie wszystkiego doświadczyć. Ta obszerna książka uzupełnia wszystkie luki. A wszystko to w przyjemnej i łatwo przyswajalnej formie wraz z licznymi zdjęciami, szkicami, i zabawnymi obrazkami własnoręcznie tworzonymi przez autora.

Przeczytałam tylko kilka książek – poradników motocyklowych, a na rynku jest ich o wiele więcej. Jednak ta ostatnia wreszcie zaspokoiła mój głód wiedzy. Do pełni szczęścia potrzebna mi jeszcze druga część tej książki – „Motocyklista doskonały. Droga do mistrzostwa”, może Mikołaj się domyśli?

Zajęcia z pierwszej pomocy

Schemat działań
Zajęcia z pierwszej pomocy składały się z części teoretycznej i praktycznej. W tej pierwszej obejrzeliśmy prezentację i omówiliśmy zasady udzielania pierwszej pomocy.

W praktycznej – ćwiczyliśmy z lekarzem masaż serca na dużym misiu (maskotce), który pewnie do dziś ma traumę, po tych zajęciach ;-). No i muszę przyznać, że pełen cykl masażu serca jest dość męczący! Potem, układanie do „pozycji bezpiecznej” ćwiczyliśmy już na sobie nawzajem. Oj nie jest łatwo, jak się ma do pary mężczyznę większego dwa razy od siebie ;-).

Na koniec – dla utrwalenia wiadomości obejrzeliśmy filmik o pierwszej pomocy (chyba ;-)). Podczas jego prezentacji, skupienie uczestników kursu było tak wielkie, że cisza na sali nastała totalna…

Jesteście ciekawi, cóż to za filmik jest, aż tak pasjonujący??

Obejrzyjcie i oceńcie sami!

Badanie lekarskie

Badanie poświadczające moją zdolność do prowadzenia motocykla składało się z dwóch części: „gimnastycznej” i „naocznej” :-).

Gimnastyka była lekka: jakiś przysiadzik, marsz, stanie na palcach, pochylenie itp. Aczkolwiek nie tradycyjna – bo w większości z zamkniętymi oczami. Całkiem dziwne to uczucie – nie wiesz w sumie, czy idzie Ci dobrze, czy źle – bo umysł głupieje po ciemku :-). No… klasyczne dotykanie czubka nosa, to dało się poczuć, przynajmniej. Ale najważniejsze, że komentarz był – „bardzo dobrze” od Pana doktora, na koniec, uff…

Potem krzesełko i przyrząd do badania wzroku – taki jak u okulisty, tyle ze różne cuda tam jeszcze ma :-). Najpierw klasyczna tablica z literkami różnej wielkości, potem kolorowe cyferki – co wykluczają daltonistów. I takie fajne zagadki trójwymiarowe, co trzeba wiedzieć co ma się bliżej, co dalej, i jakieś inne kombinacje. A na koniec światełka w skrajnie bocznym polu widzenia, które zauważyć trzeba w porę.

To też poszło mi dobrze, jeszcze taka ankieta do wypełnienia została o chorobach, zażywanych lekach itp. No i słyszę pytanie: – „Czy ma Pani jakieś tatuaże?”. Odpowiedziałam, że mam. Ale to pytanie nie dawało mi spokoju – bo przecież to nie choroba i w śmiganiu motocyklem nie przeszkadza! Spytałam więc, skąd takie pytanie i w tym samym momencie pożałowałam – bo usłyszałam: -„Bo jak Panią znajdą bez głowy, to będzie łatwiej zidentyfikować ciało”…

P.S. jeździć mogę bezterminowo, a dr House też motocyklem jeździł 😉