5. Zlot Kawasaki Versys United – Klub Polska, Skorzęcin 2023

5. Zlot Kawasaki Versys United – Klub Polska miał początkowo być gdzieś w Borach Tucholskich, jednak ostatecznie wybraliśmy Skorzęcin z jeziorem, bardziej po środku Polski. Lokalizacja, jak i czas zlotu (15-17.09) – okazała się idealna, ponieważ był to ostatni weekend, kiedy działała tam cała infrastruktura wakacyjna (sklepy, atrakcje, dyskoteki, bary), do tego pogoda była świetna, a turystów mało. Zarezerwowaliśmy cały ośrodek, tuż przy plaży, a przy okazji przekroczyliśmy dotychczasowy rekord 40 osób na zlocie.

Niejako tradycyjnie, na zlot dotarliśmy na końcu, tuż po zmroku, więc dopiero rano mogłam docenić piękno okoliczności przyrody, w jakich się znaleźliśmy. Czyste jezioro i plaża pod oknami, bez oblężenia turystami – to jest to! Pierwszy wieczór spędziliśmy na integracji w barze na plaży, przy muzyce na żywo. Fajnie było spotkać stałych bywalców naszych zlotów, jak i poznać całkiem nowe osoby.

Kolejnego dnia wyjechaliśmy na wspólną trasę po okolicy (ok 200 km), a każda przerwa była okazją do kolejnej i kolejnej integracji. Jazda w tak dużej grupie szła całkiem sprawnie. Miałam połączenie z Emilem, który jechał na końcu i kontrolowałam, czy się nie pogubili, a kilku klubowiczów na ochotnika zabezpieczało skrzyżowania, żebyśmy wyjeżdżali bezpiecznie. Obiad zjedliśmy w polecanej burgerowni i wróciliśmy na wieczorną integrację.

W sobotni wieczór część grupy integrowała się na meczu, część na dyskotece przy deptaku, a jeszcze inni zaszyli się gdzieś prywatnie. Po meczu grupa tańczących się znacznie powiększyła, a że grali tylko do północy, to przenieśliśmy się na plaże, gdzie mogliśmy rozpalić ognisko. I w takim romantycznym klimacie zakończyliśmy oficjalną część zlotu, bo kolejnego dnia już powoli rozjeżdżaliśmy się do domów.

Ja wyciągnęłam Emila jeszcze na małe zwiedzanie złotego przybytku w Licheniu, bo nie pojechałabym tam docelowo, a przy okazji, to czemu nie? Robi to wrażenie, cała budowla, przestrzenie w niej, te złocenia wszystkiego.

Na kolejny zlot poczekać trzeba do czerwca, ale wiem, że warto! Bo takiej ekipy, jak jest w klubie Versysa, to nie ma nigdzie! Uwielbiam te nasze spotkania.

Wieża na górze Ještěd

W rejonie Liberec, całkiem blisko granicy polsko-czeskiej, jest dość charakterystyczny i wysoki punkt – wieża telewizyjna na szczycie Ještěd, która jest także restauracją i hotelem. Obecna wersja wieży istnieje od 2009 roku i swoją niezwykłą bryłą zachwyciła architektów, którzy nadali jej tytuł Budowli Stulecia.

Przejeżdżałam koło niej nie raz, jednak dopiero w tamtym roku jakoś dotarło do mnie to, że można tam nocować, jak i wjechać turystycznie na sam szczyt, także motocyklem. Żyłam wcześniej w przekonaniu, że to jedynie taki „kosmiczny” nadajnik antenowy.

Wybraliśmy się tam grupą 15 sierpnia, kiedy to u nas było święto, a w Czechach nie. Co dało nam możliwość zwiedzania tego miejsca bez weekendowych tłumów turystów. Wjazd pojazdem na najwyższy parking jest płatny w gotówce (więc lepiej ją zabrać w koronach czeskich), teraz to było 150 KC za motocykl.

Wjazd jest stosunkowo łatwy, więc nawet początkujący motocykliści nie powinni mieć tam problemu, jednak na samym szczycie nieco trudności może sprawić kamienna nawierzchnia placu i parkingów. Na tak dużych nierównościach dość ciężko się manewruje przy małych prędkościach, najtrudniej miała koleżanka, która ledwo dosięga do ziemi stopami na swoim motocyklu. Pan parkingowy kieruje motocykle na zadaszone miejsca z wąskim przesmykiem dojazdowym.

Sama wieża robi wrażenie, aczkolwiek widać już to, że powstała lata temu i wcale nie jest taka nowoczesna, jak z daleka robi wrażenie. W środku jest restauracja, ale jakoś niezbyt zachęcająca na pierwszy rzut oka. Nad nią można wynająć sobie hotelowy pokój. Myślę, że widoki z wieży nocą są równie imponujące.

Jednak widoki dookoła to jest to, co sprawia, że ma się ochotę spędzić tam więcej czasu. Przy pięknej pogodzie panorama jest bardzo rozległa. Jest fajne miejsce na odpoczynek z ławeczkami, można się napić lub zjeść lody. A obok siedzi sobie płaczące marsjańskie dziecko – rzeźba taka, choć bardziej zadziwiające jest to, że szczęście ma przynieść głaskanie tego chłopca po „kuśce”. Czy warto tam się wybrać? Jak najbardziej!

Zamek Grodno

Jakby ktoś miał ochotę na krótką wycieczkę ze zwiedzaniem to polecam Zagórze i mały spacer do Zamku Grodno. W Zagórzu bywam przejazdem dość często, szczególnie lubię tam wpadać jesienią, kiedy barwy lasu zmieniają się z tygodnia na tydzień. Można pospacerować po tamie, czy wypić kawkę w restauracji przy wodzie, w pięknych okolicznościach przyrody.

Mimo tego, dopiero w tym roku weszłam na wzgórze, gdzie stoi Zamek Grodno. Jakoś nie było okazji, a może to ten widok zamku gdzieś wysoko w lesie i perspektywa wspinania się tam w ciuchach motocyklowych – skutecznie mnie odstraszała.

Okazało się jednak, ze nie jest tak źle. Polecono mi drogę, która startuje przy kładce za Hotelem Maria Antonina. Przy okazji można tam zjeść, a w upalne dni nawet się wykąpać lub poopalać na plaży obok. Było chwilami mocno pod górę, ale trasa na wzgórze wcale nie była trudna, ani zbyt długa (nawet dla osób bez kondycji jak ja).

Na miejscu można zwiedzać szybko, indywidualnie (są tabliczki informacyjne) lub poczekać na zebranie się grupy z przewodnikiem. Ta druga wersja jest zdecydowanie dłuższa, ale i bogatsza w ciekawe historie dotyczące zamku i jego elementów. W trakcie zwiedzania można wejść na wieżę i nacieszyć się z niej rozległym widokiem.

Dla nas to była ciekawa i szybka wycieczka niedzielna. Być może jeszcze tam wrócę za jakiś czas na dłużej, posłuchać historii od przewodników. Przetestuję wtedy też inną drogę dostania się na wzgórze.