Verdan o sobie

Ach te baby! Już normalnie myślałem, że się nie dogadamy!

Wjechałem do jej życia taki piękny, wycacany, nieśmigany i ponoć wymarzony. A ona co? Po początkowej euforii stwierdziła, że ten mój poprzednik miał więcej pazura i wigoru! A ja mam to euro 5 i jest lipa. Czujecie to? Jakiś rumpel z 2010 roku miałby być lepszy w czymś ode mnie?

Ale nie, ja nie dam sobie zaniżyć swojej wartości! Jestem ładny i zgrabny, mój lakier lśni w słońcu, niczym gwiezdny pył. Jeżdżę też bardzo dobrze, tylko trzeba się ze mną zgrać, a nie lecieć z automatu, tak jak poprzednikiem. Mało palę i smrodzę, mam przyjemne brzmienie i jeszcze przyjemniejsze wibracje (tak kobiety mówią).

Mam nowoczesny, cyfrowy wyświetlacz i mimo mojej doskonałości, to ona i tak mi dołożyła kilka gadżetów. Dała mi na imię Verdan, od jakiegoś podróżnika z dziwnymi uszami.

Na szczęście po pierwszych 2 tys. kilometrów już w pełni zrozumiała moją wartość. To ona dostosowała się do mnie, bo ja do niej nie mam zamiaru! Za bardzo jestem wyjątkowy! Czy widzę szansę na dalszą współpracę? Jasne! Odkąd ona mi dziękuje, za wspólnie spędzony czas, to i ja czuję się doceniany. Do zobaczenia w trasie!