Moje pierwsze 5 kilometrów

Przyszedł wreszcie lewy kierunkowskaz i teraz tył Stringa wygląda całkiem sexi: szeroka oponka, nowiutkie kierunkowskazy, pomalowane boczki. Założenie kierunku poszło mi całkiem sprawnie, bo wszystkie możliwe błędy już popełniłam przy montażu prawego 😉 . Odpaliłam go i chodził tak jakoś niemrawo, więc postanowiłam go trochę zostawić pyrkającego.

Po czym siadłam i przymierzam się do kierownicy. Przypomniałam sobie historię, jaką mi ktoś opowiedział, że „ktoś tam” po wypadku miał częściowo bezwładną rękę, ale zarzucał ją na kierownicę i jechał. No to też pomogłam ręce wylądować na kierownicy, pokręciłam na sucho manetką – da się? no da! Potem na jedyneczce popyrkałam do przodu – da się? no da! No to poleciałam do domu po kurtkę, rękawice i kask 😉

Obracając na sucho kierownicą wykazałam pewne braki w zasięgu ręki w ruchu na lewo, więc postanowiłam w lewo nie zawracać 😉 Raz musiałam, ale na bocznej drodze udało się na 3 razy hehe Po 5 kilometrach ręka mi opadła totalnie z sił, więc jazdy zakończyłam. Czuję się bosko 😉

p.s. właśnie dzwoniła jakaś Pani oglądać motocykl – już się boję, że się sprzeda…. aaaaaaaa 😉

Gymkhana wraca do Wrocławia!

blogJuż w tą sobotę odbędzie druga runda Gymkhany GP we Wrocławiu (tor na Niskich Łąkach). Zawody wracają do naszego miasta, bo ostatnia edycja odbyła się tu w 2012 – czyli, jak niektórzy kojarzą zapewne – wtedy, gdy miał miejsce nieszczęśliwy wypadek ze mną w roli głównej. Jako, że mam sentyment do tej imprezy (tak, tak – bo to skuter był złyyyyy a nie impreza i jej zamysł), to będę w niej tym razem sędziować. Na szczęście flaga jest jedna, więc akurat moja jedna sprawna rączka się przyda. Zapraszam do dopingu i startowania, bo nie taki diabeł straszny, a frajda niesamowita. Więcej o imprezie poczytacie: TUTAJ.

A co u mnie? Hmmm trochę mniej boli, to łykam o połowę mniej tabletek. W dzień mogę nosić rękę na temblaku, a tylko na noc muszę ubierać taką kamizelkę, co wygląda prawie jak ta z wariatkowa i ma dodatkowo wbudowaną funkcję sauny 😉 . I tak jeszcze 4 tygodnie od dziś. Potem się mam wziąć za rehabilitację.

Miałam w planie Rajd Polski, ekipa dograna, noclegi zaklepane i d…! Najpierw dostałam kontrolę poszpitalną (mały wypadzik do Poznania) w tym terminie, a potem dotarło do mnie, że rajd to jednak nie jest dobry pomysł. A dokładnie wtedy, jak poszłam do marketu w przeddzień długiego weekendu. Mnóstwo ludzi i ja z barkiem, którego nawet dotknąć nie mogłam (tak bolał). Każdy z tych klientów sklepu – stał się potencjalnym zagrożeniem… Jeden „zderzak” zepsuty, to większość czasu musiałam chodzić bokiem, tak żeby bark mieć z tyłu. Niby ludzie widzą, że mam uwiązaną rękę, ale jedni są do mnie bokiem, jedni tyłem, a bozia oczu z tyłu głowy nie dała 😉 . No i dotarło do mnie, że pakowanie się w grono paru tysięcy kibiców, którzy przyjechali na rajdowe MŚ – nie jest dobrym pomysłem.

No ale na pocieszenie mam gymkhanę! Gęba mi się cieszy na samą myśl 😉 Zapraszam do wspólnej zabawy!

probikerp.s. A dziś przyszły moje (raczej jesienne, bo grube) spodnie motocyklowe Probiker Monaco, używki ale w stanie idealnym. Czyli mam już komplecik z kurtką upolowaną wcześniej. A nie musiałabym ich kupować, gdyby moje Ixony się nie stopiły! Miałam je od jesieni i były OK, ale nadeszły upały i normalnie wytopiła mi się wielka dziura po wewnętrznej stronie kolana pod wpływem temperatury przy silniku. Super, ekstra wytrzymałe spodnie motocyklowe? Porażka!

aaaaa i zapomniałam jeszcze opowiedzieć, jak mi wyparowało 2/3 baku ze Stringa! Chodziłam koło domu i ciągle czułam zapach paliwa, poszłam do Stringa – a pod nim wielka plama! Zajrzałam do baku, a tam zamiast ok 8 litrów zostały może 3! Pierwsza myśl to taka, że mi ktoś to paliwo chciał gwizdnąć. Ale jak zaczęłam wycierać przewody i silnik to zauważyłam, że ponownie robią się wilgotne. Winny był gaźnik – ten sam, który niedawno wrócił z naprawy u mechanika. Czekam, aż go zabiorą w reklamacji…

Pozdrowienia z Poznania (update)

Szybki wypad na operację do Poznania, okazał się być urlopem szpitalnym. Nie mam pojęcia w jakim celu zostałam zawezwana już w środę, skoro najbliższy, wolny termin (niekoniecznie dla mnie) jest w czwartek, tydzień później…

Mieszkam sobie w szpitalu znowu, ale tym razem daleko od domu, znajomych, rodziny… smutno. Czyta mnie ktoś z Poznania? Zapraszam w odwiedziny 😉

Dziś zrobili mi resztę badań i przynajmniej perspektywy są na artroskopię barku + jakieś wyrównywanie kości, a nie na endoprotezę.

Taka mała anegdotka z branży medycznej:

Lekarz: czego Pani oczekuje po wizycie w tej klinice?
Ja: poprawy zakresu ruchu w barku, chociaż do 90 stopni
Lekarz: ale wie Pani, że człowiek jest istotą inteligentną i może zastąpić ruch jednej ręki, drugą?
No i mi opadły ręce (obydwie)!

Update 09.06 Trzymajcie za mnie w czwartek mocno kciuki! Spróbują naprawić kość, a jak się nie uda – to mają przygotowaną endoprotezę. Obudzę się i wszystko będzie jasne. Dam znać 😉

Update 13.06: I już po wszystkim, stanęło na endoprotezie, ale najmniejszej możliwej, zastępującej szczyt kości. Ręka rusza się rewelacyjnie, ale musi być jeszcze parę tygodni unieruchomiona w niektórych płaszczyznach. Byłam dzielna, śmigam już po oddziale 😉 W poniedziałek wychodzę. Na jakieś 2 miesiące o motocyklu zapominam, ale nie ma tego złego…