Nadmorska wyprawa cz. 2 – Jarosławiec i spanie na klifie

Po wyjechaniu z Międzywodzia zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, celem ustalenia jakiegoś punktu docelowego dnia. Bo cały nasz plan po zdobyciu morza to był spontan, generalnie poruszać się mieliśmy na wschód i tyle 🙂 . Marcin B. miał olśnienie, że w jakiejś miejscowości jest pole namiotowe na klifie, podpowiedziałam, żeby wpisał to w google i już po chwili mieliśmy namiary na nocleg w Jarosławcu.

Marcin B. mówił, że powinnam to opisać tak: „Jechał ze mną zajebisty Marcin, który wpadł na zajebisty pomysł spania w zajebistym miejscu”. Hmmmm może jednak zostanę przy swoim stylu relacji z wypadu 🙂 .

IMG_20150830_152645Do przejechania było 180 kilometrów i obyło się bez większych przygód. Czasem jechaliśmy odludziami, a czasem przez przeludnione centra miast. Była ostatnia niedziela sierpnia i dało się odczuć ostatnie podrygi turystycznego ruchu. Na miejsce obiadu Marcin B. zaproponował Darłówek, gdzie zjedliśmy obowiązkową rybkę – ponoć z kutra właściciela. Dla mnie ryba, jak ryba (lubię, jak ości mało), smaku morza nie czułam, za to w oleju na bank pływała 🙂 .

Jak dotarliśmy pod wyznaczony adres, wjechaliśmy na jakieś podwórko przy ośrodku i lekko zdezorientowani byliśmy brakiem, czegokolwiek świadczącego o pobycie na klifie. Jednak po chwili wyszedł do nas właściciel i pokazał małą polanę z kilkoma camperami, i miejscem na namioty.

Faktycznie byliśmy na klifie, a tuż za ogrodzeniem rozpościerał się widok na morze. Połowa plaży była jednak w remoncie – śmiesznie brzmi, ale rozkopy niezłe tam zrobili. Po wzięciu prysznica (każdy osobno, żeby nie było! hehe), ruszyliśmy na podbój okolicy. Można by powiedzieć, że wymarłej okolicy, bo turystów można już było policzyć na palcach, a wieczorne dyskoteki grały do pustego parkietu.

Gofra wypasionego na deptaku strzeliłam (dużo owoców świeżych, a nie jakieś tam żelki czy z puszki), pokręciliśmy się i poszliśmy z piwkiem na plażę. To była jedyna okazja na tym wyjeździe, by zobaczyć pełny zachód słońca. Marcin T. pospacerował sobie jeszcze sam, a ja Marcinowi B. tłumaczyłam, co takiego mam z tych motocykli, skoro nie lubię wysokich prędkości i dużego przyśpieszenia. Nie wiem, czy zrozumiał, ale do wiadomości przyjął, że ja mam jakoś inaczej 🙂 . Marcin B. powiedział też, że ma kolegę w Słupsku, który nas chętnie przyjmie do siebie kolejnego dnia, więc z takim planem poszliśmy spać.

received_942001005838676Rany! Co to była za noc! Dla mnie to prawie jak dzień, bo spałam niewiele, a na pewno nie spałam wcale między 12-4 rano. Pierwsza burza przyszła po prawej, nasłuchiwałam i czekałam w którą stronę ją poniesie. Przeszła bokiem. Druga burza szła po lewej, po morzu. Znów to samo – ja cała w stresie, czy wpadnie do nas, czy nie? Nie wpadła… Jak już słodko zasypiałam, to usłyszałam trzecią burzę od tyłu, która zmierzała centralnie na nas!!!!! Słyszałam, że Marcin T. się wierci, to pytam: „Chłopaaaaaaki, ewakuujemy się do łazienki?”, a Marcin na to zaspanym głosem: „Ale po co??”. Już nie chciało mi się tłumaczyć, że się burzy boję, śpimy na ziemi, a obok wielkie drzewo! Stwierdziłam, że sama spierdzielę, jak tylko zajdzie taka potrzeba 🙂 . Nagle przestał padać deszcz, więc odetchnęłam. A tu jak nie piźźźźźźnie! Ale, że co? Burza na sucho? To podstępna małpa! Na szczęście tylko raz i już był spokój. Mogłam wreszcie zasnąć… (Choć jeszcze Marcin B. próbował mnie straszyć, telepiąc moim namiotem, ale po trzech burzach to już byłam na tyle wystraszona, że się nie wystraszyłam wcale hehe).

Nie muszę mówić, że nieco nieprzytomna funkcjonowałam kolejnego dnia?? Z rana poszliśmy dokarmiać wściekle głodne ptaki i obejrzeć rybackie kutry. Wystartowaliśmy koło południa do Krzyśka i Dominiki ze Słupska. Ale o tym w kolejnej części wspomnień…

IMG_20150831_125812A z Jarosławca Marcin B. zabrał pasażera na gapę – konika polnego. Ile z nami ten zielony turysta przejechał, dowiecie się wkrótce…