Małe latanko z litrem

Obiecałam jeszcze opowiedzieć o niedzieli – bez spektakularnych wycieczek grupowych, bo jakoś żadna (znana mi grupa) nie zwarła szeregów, niedaleko był też zlot w Srebrnej Górze. Ale napisał do mnie Mariusz z litrową „Włoszką” i umówiliśmy się na motocyklowe pogaduchy w Srebrnej Górze.

IMG_20150524_150627Mimo, że ostrzegałam, że nie jeżdżę szybko (ostatnio nawet dołączyłam do grupy Wrocławskich Ślimaków na FB), to Mariusz zdecydował się ze mną trochę polatać. Poprowadziłam go krętymi drogami przez lasy, a potem trochę „ósemką”. Jechaliśmy chwilę za rzędem aut ok. 90 km/h i już się bałam, że mi wyskoczy z jakimś masowym wyprzedzaniem (mój maks na tej trasie to 110, więc chwilę by mi te masowe wyprzedzanie zajęło hehe). Na szczęście, wziął poprawkę (miło 😉 ), że nie jedzie sam i razem się turlaliśmy.

Wolał, jak ja jadę przodem, żeby się nie zapędzać… przez przypadek 😉 . A ja sobie wyobraziłam, że za mną jedzie taki wielki lew, który co chwilę ryczy i chce mnie pożreć (efekt głośnego tłumika), i śmiałam się do siebie, jak kolega dodawał gazu.

Na CPN w Ząbkowicach zagadałam motocyklistę parkującego obok i okazało się, że spadliśmy mu z nieba! Bo niedawno kupił motocykl od swojego szefa (bardzo zadbany KTM) i bladego pojęcia nie miał, co trzeba w nim robić i kiedy, a łańcuch już miał całkiem suchy. Daliśmy mu wiele praktycznych wskazówek i nakazaliśmy integrację z innymi motocyklistami w jego okolicy, bo to się przydaje każdemu!

Mariusz był bardzo wytrwały w tych katuszach jazdy ze „ślimakiem” i nawet kolejne kółko po okolicy ze mą strzelił, podsumowując: „ Z Tobą to przynajmniej prawka mi nie zabiorą!” 😉 Co fakt, to fakt, bo nie wiem, co by się musiało wydarzyć, żebym przekroczyła ograniczenie o 50 km/h… Jeszcze bardziej się zdziwiłam, jak kolega zaproponował, że następnym razem pojedziemy do Czech. Chyba lubi, jak kobieta się nad nim znęca 😉 , a ja już się cieszę na taką wyprawę!

IMG_20150524_155734A potem złapałam gumę 😉 ! Bez obawy, nie o kapcia chodzi (chociaż mam w kufrze „oponę w sprayu” na taką ewentualność tfu, tfu). Ani nie o tą gumę, której przebicie grozi 9-miesięcznym odwykiem od motocykla. Otóż, jadę sobie, stanęłam na chwilę na nóżkach, bo duża koleina była i… czuję, że jestem przyklejona! Że co, że jak? No złapałam gumę na tyłek hehehehe Nie wiem, jakim cudem, ale kolega mnie naprowadził, że przecież na CPN siedzieliśmy na krawężniku. Wyskubałam ją nieco (kolega pośpieszył z pomocą, ale hola hola – nie tak szybko hehe). Tylko, jak teraz usunąć resztę – to nie wiem… jeszcze, bo pewnie google wie 😉 .

p.s. Miałam niedosyt jeżdżenia! Wpadłam do domu, zjadłam obiad i dawaj w 80-kilometrową trasę powrotną do Wrocławia. Jak jeździłam Stringiem to wszyscy na siłę mnie chcieli wyprzedzać na tej trasie, teraz z samochodami nie mam żadnych problemów, jedziemy sobie równym tempem. Chyba po wejściu ustawy o zabieraniu prawka, też się kultura jazdy w zabudowanym poprawiła.
Dopiero pod garażem czułam, że norma została wyjeżdżona! Dusza szczęśliwa i zaspokojona 😉 !