W sobotę razem z Magdą odwiedziłyśmy Festiwal Podróżni, który odbywał się na forcie w Srebrnej Górze. Ostatnio dość popularne są takie prelekcje z podróżnikami, gdzie jest okazja przekonać się, że świat nie jest taki straszny, jak go malują i dowiedzieć, jak zacząć swoją przygodę z podróżowaniem. O dziwo, na tym festiwalu tłumów nie było. Miejsce, organizacja, nagłośnienie, wizja – wszystko zagrało, ale z jakiegoś powodu zabrakło tam tłumów słuchaczy.
Ale od początku… Zaparkowałyśmy na parkingu (już to, że był prawie pusty – dało do myślenia) i poszłyśmy na fort, tyle, że na lewo a nie na prawo i po osiągnięciu jego murów okazało się, że to nie ten fort! Uśmiałyśmy się, a po powrocie do asfaltu miny nam zrzedły, bo fort właściwy (na prawo) był dwa razy wyżej w lesie. Z odsieczą ruszyła nam kolejka zbudowana z ciągnika i dwóch przyczep – za 5 zł miałyśmy gwarantowany wjazd na górę i powrót (przepastne widoki po bokach drogi – gratis).
Zależało nam, by posłuchać jak o swojej podróży opowiada Szymon Springer, który razem z Erykiem Krasnym pokonali ponad 30 tysięcy kilometrów, przejechali przez 15 państw, a ich celem była Australia. Opowieść była bardzo fajna, pełna sympatycznych relacji z ludźmi rożnych krajów, a motocykliści byli bardzo wytrwali i zaparci w dążeniu do celu, choć wielokrotnie do komfortu brakowało im bardzo wiele. Do kraju wrócił już tylko Szymon, bo Eryk zakochał się w Australii i tam został.
Pogoda była nieokreślona, raz słońce, raz deszcz, ale na szczęście było się gdzie przed nim schować. Magda przywiozła ciasto i sympatycznie spędziłyśmy czas. Potem przyszedł po nas żołnierz pruski (foto) i oprowadził po twierdzy. Nadal uważam, że przewodnik wycieczek to bardzo trudny zawód i monotonne klepanie z pamięci, wyłącza czasem słuchających (zabrakło tej charyzmy przewodnika z Henrykowa, który śmiał się szczerze z dowcipów, po raz setny opowiadanych).
Ożywienie wprowadzały ciekawe obyczajowo historie o rozwiązłości, kastrowaniu, czy takim osiołku (foto), na którym odbywało się wymyślną torturę wielogodzinnego siedzenia. Po czym przewodnik wziął na środek, może 12-letnią dziewczynkę, żeby na jej przykładzie pokazać, jak kat obcinał głowę! Mam nadzieję, że była tak podjarana tym wystąpieniem, że nie zarejestrowała szczegółów tego opowiadania… A kat z racji doskonałej znajomości anatomii był ponoć też świetnym lekarzem, a nawet ginekologiem 😉 .Potem z tematów „traumatycznych” było jeszcze o chirurgach i szczegółach amputacji bez znieczulenia. Wrażliwym – nie polecam 😉 . Ciekawe były to czasy, bez wątpienia!
Mieliśmy też okazję zobaczyć, jak się strzelało wtedy z broni – pan załadował proch, ale bez kulki, więc przeżyliśmy 😉 . Potem już samodzielnie pochodziłyśmy po forcie, a widoki z niego są przepiękne:
Byłyśmy jeszcze obejrzeć wystawę zdjęć i w sali filmowej, gdzie ku naszej radości, też film motocyklowy puścili. Potem na kawałek innej opowieści podróżniczej i już trzeba było lecieć „na pociąg”. Na koniec dostałyśmy ochrzan od pana z parkingu za to, że wróciłyśmy o 18, a on od godziny mógł być w domu… Dość dziwne, że w czasie festiwalu (i w weekend) parking czynny do 17, ani nikt nas o tym wcześniej nie poinformował.