Pojechałam na wieś na weekend i sobotę postanowiłam przeznaczyć na drobne czynności serwisowe przy moim motocyklu. Oczywiście nie było to nic ważnego i wielkiego, bo blondynka się do takich zadań nie nadaje! Zaczęłam już w piątek od „serwisu” ubrania na motocykl. Może nie było strasznie brudne, ale jego zapach pozostawiał wiele do życzenia – przyjemny bo taki olejowo-benzynowy, tylko może nie dla każdego… 😉 Dzisiaj zidentyfikowałam ten zapach bliżej – unosił się nad rozgrzanym motocyklem po 1,5 godziny jazdy. Jako, że mam tam chyba jakieś membrany, to zamiast proszku użyłam takiego specjalnego płynu, który je odświeża a nie psuje wodoodporności. Pierwsze zadanie wykonane, ale pranie wykluczyło mnie z jazdy na trochę, bo musiało wyschnąć.
Sobotni poranek poświęciłam zatem na babski serwis. Zaczęłam od zadań najprostszych, by skończyć na prawdziwie brudnej robocie! Na pierwszy ogień poszły odpryski lakieru na silniku i baku. Koledzy poradzili, że najprościej to załatwić… lakierem do paznokci. Nie wiem, jak z trwałością tego rozwiązania – na paznokciach to z tydzień, a na baku?? Dam znać hehe Oczywiście odtłuściłam wcześniej – czym? yyyyyyy perfumami 🙂 Dobranie koloru czerwonego było dość trudne, niby mam sporo lakierów, ale żaden nie był idealny. Z czarnym było łatwiej.
Następnie wzięłam się za tuning tempomatu z trytki, bo znalazłam trochę za cienkie i musiałam użyć dwóch. Testowałam już i nadal nie jest to dobre rozwiązanie, prędkość od 60 km/h liniowo spada, choć wydaje się, że trytki się na klamce dobrze trzymają. A do ich cięcia potrzebne są mocne nożyczki!
Następnie zajęłam się zepsutym mocowaniem deflektora na szybce, który był zbyt luźny – bałam się, że dostanę nim w kask podczas jazdy! Koledzy podpowiedzieli, żeby go zabezpieczyć jakimś elementem gumowym. Wpadłam na pomysł użycia do tego celu łatek do dętki. Niestety nakładany deflektor ciągle je szarpał, to stanęło na dużo mniejszych elementach gumy, ale trzyma się już świetnie!
No i na koniec brudna robota – pierwszy raz w życiu postanowiłam wyczyścić łańcuch. Ja zawsze używam bezbarwnych smarów, ale motocykl dostałam z wysmarowanym na czarno łańcuchem i w dodatku jego gruba warstwa zgromadziła dużo brudu. Od dwóch lat mam w domu czyścik-rozpuszczalnik, ale obawiałam się go użyć 😉 . Nie udało mi się odkręcić tylnej śruby od osłony łańcucha, ale jakoś dałam rade. Mam tylko boczną stopkę, to musiałam przesuwać motocykl.
Spryskałam łańcuch solidnie i czarna maź zaczęła płynąć strumieniami. Potem poszorowałam ogniwa starą szczoteczką do zębów i przetarłam szmatką. Następnie spryskałam od nowa smarem. Efekt niesamowity! Nawet się zdziwiłam, że mam taką srebrną zębatkę! 😉 Doczyściłam też z tego smaru szprychy i felgi (przy czym felgi czyściłam dwa razy, bo po pierwszej jeździe tyle syfu jeszcze wyleciało, że znów była uświniona). A i znalazłam opis, jakie mam ciśnienie stosować w oponach (nie wpadłam na to wcześniej i szukałam w google hehe).
A ciśnienie jest bardzo ważne – o czym się ostatnio przekonałam. Pamiętacie ten „pływający” na koleinach i przy wietrze motocykl? No właśnie! Na tylnej miałam 1 bar! Staram się co 2-3 tankowania sprawdzać ciśnienie, ale ostatnio na dwóch stacjach kompresor nie działał. Przynajmniej teraz wiem, jak się zachowuje Pomidor przy małym ciśnieniu w oponie…
Nie wiem czy czynności serwisowe zrobiłam wystarczająco dobrze, jak ktoś ma jakieś rady – to chętnie skorzystam.
Napiszę niedługo o niedzieli – o tym, jak jeździłam z „litrem” i jak złapałam gumę…
p.s. A tu na foto dowód na to, jaki świat mały! Poszłam do garażu, a tam taka wiadomość! Okazało się, że kolega z forum Dominatora – którego poznałam na Rajdzie Tukan, pracuje w firmie, która współpracuje z firmą kolegi – który mi użycza garaż.