Wczoraj odbyła się akcja odwiezienia Czarnej Perły do serwisu, zgłosiłam się na ochotnika, żeby asekurować Elizę w trasie przez miasto. Dość długiej, bo ok 8 kilometrów, co przy walniętym sprzęgle mogło być (i było) przygodą 😉
Żyłyśmy nadzieją, że po dobie postoju Hondzia znów wykrzesa z siebie minimum ducha, nic bardziej mylnego! Odstawiłyśmy ją z prędkością 20km/h i od takich możliwości zaczęła jazdę dnia kolejnego… No to zaczął się cyrk 😉 Raz nawet z pobytem na chodniku, bo Czarna Perła wyzionęła na moment ducha. O ile przy większej ilości pasów inni użytkownicy drogi jakoś sobie z nami (dwoma zawalidrogami) radzili, to jak droga przeszła w jedną nitkę – to już zaczęli niebezpiecznie nas wyprzedzać i obtrambiać. Trochę to stresujące. Nawet jeden kierowca autobusu strzelił nam wiązankę, a potem siedział mi na tyłku w odległości kilku centymetrów. Na szczęście była jakaś zatoczka to zjechałyśmy, by się pozbyć pieniacza.
Na koniec pojechałam już przodem, bo prawie byłyśmy na miejscu, ale przegapiłam zjazd z tych emocji i się potem z Elizą szukałyśmy 😉 Ale moto już oddane i na koniec tygodnia powinno śmigać. Wracałam już w normalnych prędkościach i miałam trochę stresa, bo nie jestem do jazdy po mieście przyzwyczajona. Ostatni raz jeździłam po Wrocławiu jakoś w październiku… Jednak przez ten czas nadgoniłam trochę technikę jazdy, więc było mi o wiele łatwiej niż kiedyś. Zdecydowanie wolę jeździć w trasy, niż od świateł do świateł. Zdecydowanie wolę słyszeć dźwięk motocykla w czasie jazdy, niż w totalnym hałasie czuć obroty silnika po wibracji i obrotomierzu…
p.s. na moim parkingu już mówią do mnie „mój kwiatuszku” (kwiatek na owiewce) i chcą na kawę się umawiać, to faceci (oj, już po kryzysie wieku średniego hehe) też lecą na motocykle? 😉
więcej wpisów 🙂 , i bez wykrętów że niemasz czasu 😛