Jazda czwarta po mieście

Czyli, wypad na trasę egzaminacyjną i dwie wpadki, za które mi się oberwało…

Zamotałam się znów na tej samej krzyżówce, co na poprzedniej jeździe. Zatrzymałam się za bardzo po lewej stronie, tak trochę bezmyślnie – wyznaczyłam sobie własną linię między pasami ruchu ;-). Muszę sobie wbić do głowy raz i na zawsze – gdzie się tam zatrzymuje (patrz foto).

Ćwiczenia na Stringu poprawiły płynność machania biegami i z hamulcem też było trochę lepiej. No ale kolejna, konkretna wpadka – zdecydowanie zepsuła mi humor. Na poboczu stało auto, skupiłam się na tym, by je ominąć prawidłowo (lusterko->głowa->kierunkowskaz->głowa) i dopiero wtedy zaczęłam je omijać. Nie podejrzewałam jeszcze, że tak bardzo mi się za to oberwie!

Instruktor nakazał mi zjazd na pobocze i zdecydowanie stwierdził, że mam „skłonności samobójcze” i że już później – nie dało by się tego manewru zrobić. A do tego obrazowo przedstawił, jak wyglądałabym z połamanymi rączkami… Chyba coś z moim poczuciem strachu jest nie tak ;-)!

Trochę „rozdygotana” wróciłam na bazę i tam, już na spokojnie – jeszcze raz omówiliśmy te moje wpadki. Oby było już tylko lepiej!

Trzecia jazda po mieście

Tym razem instruktor Waldek zabrał mnie w okolice trasy egzaminacyjnej. Na (dobry?) początek oberwało mi się za nieprawidłowe zatrzymanie się do skrętu w lewo. Zatrzymałam się i za daleko, i za bardzo z lewej strony.

Jechaliśmy dalej bez większych przygód, ale muszę jeszcze popracować nad kilkoma sprawami:
– częściej używać hamulca -> teraz hamuję, jak już muszę :-). Do swiateł zwalniam odejmując gaz i redukujac biegi. A powinnam być przygotowana z hamulcem na nieoczekiwane sytuacje (np. nagłe hamowanie pojazdu przede mną).
– płynniej przyśpieszać -> jak jadę powoli to mam chwilę na odstresowanie się, więc ją sobie czasem przedłużam ;-).
– wolniej pokonywać zakręty 90-stopniowe -> bo czasem ponosi mnie fantazja ułańska ;-).

Druga jazda po mieście

Na drugą jazdę po mieście poszłam już z nieco mniejszym poziomem stresu, niż na pierwszą, ale z taką samą niepewnością – co mnie na tym mieście czeka? 😉 Jazdę miałam z powrotem z instruktorem Waldkiem, większymi i mniejszymi ulicami Wrocławia.

Skończyła się jazda z prędkością 30 km/h, kamizelka z e-L-ką miała okazję zafurczeć na wietrze ;-). No i zaczęły się pierwsze kłopoty… Skręciłam w 90-cio stopniowy zakręt, trochę bez przemyślenia techniki jego pokonania. Zaczęło mnie znosić na sąsiedni pas i po 3-krotnej korekcie toru jazdy – jakoś wyszłam z opresji – choć w tamtym momencie byłam przekonana, że to będzie efektowna gleba! Konieczne było przećwiczenie z instruktorem przeciwskrętu na prostym odcinku drogi, a potem w kolejnych zakrętach.

Było też ostre hamowanie, tzn. ostre to powinno być ;-)! Złapało mnie pomarańczowe światło w momencie, gdy jeszcze przyśpieszałam – skalkulowałam, że nie zdążę przed czerwonym i zaczęłam hamowanie. Zatrzymałam się dopiero za pasami, ale na szczęście jeszcze przed krzyżówką! Zdecydowanie zbyt długą drogę pokonałam na tym hamulcu…

Zdarzył się też jeden element humorystyczny z cyklu: „spotkały się dwie blondynki na skrzyżowaniu”. Zatrzymałam się na czerwonym świetle i słyszę, że ktoś trąbi. Odwróciłam się – a tu koleżanka z pracy, którą przestrzegałam wcześniej, by nie wyjeżdżała na miasto w godzinach moich występów ;-). Pomachałyśmy sobie, zapaliło się zielone światło i dokonało się jednocześnie efektowne zgaszenie motocykla. „Aaaale, żeś się popisała!” – podsumował instruktor z uśmiechem. No cóż – z dwójki ciężko ruszyć ;-). Koleżanka mówiła na drugi dzień, że opuścić skrzyżowanie na zielonym zdołałam tylko ja, reszta (dzięki mnie) jeszcze postała…

Niestety nie mam gdzie poćwiczyć na Stringu zakrętów na asfalcie, pozostaje mi czekać na kolejną (ku przerażeniu innych użytkowników drogi) jazdę po mieście.

p.s. Moje palce żyją swoim życiem i ani myślą, pamiętać o tym wyłączaniu kierunkowskazu 😉