Tym razem instruktor Waldek zabrał mnie w okolice trasy egzaminacyjnej. Na (dobry?) początek oberwało mi się za nieprawidłowe zatrzymanie się do skrętu w lewo. Zatrzymałam się i za daleko, i za bardzo z lewej strony.
Jechaliśmy dalej bez większych przygód, ale muszę jeszcze popracować nad kilkoma sprawami:
– częściej używać hamulca -> teraz hamuję, jak już muszę :-). Do swiateł zwalniam odejmując gaz i redukujac biegi. A powinnam być przygotowana z hamulcem na nieoczekiwane sytuacje (np. nagłe hamowanie pojazdu przede mną).
– płynniej przyśpieszać -> jak jadę powoli to mam chwilę na odstresowanie się, więc ją sobie czasem przedłużam ;-).
– wolniej pokonywać zakręty 90-stopniowe -> bo czasem ponosi mnie fantazja ułańska ;-).
To ile masz już godzin wyjeżdżone?
Też początkowo wolałam nie angażować hamulca, jak nie potrzeba ale po ćwiczeniu hamowania awaryjnego na placu, już potem we krwi mi zostało:)
jak Ci wychodzi przeciwskręt? 🙂
Bo ja na przykład na kursie nie miałam okazji się z tym zapoznać…a bez tego przecież ani rusz;/
To moja 14-sta godzina w opisie, a 15-stą opisze na początku tygodnia 😉
Przeciwskręt jest fajny i przydatny – jak się o nim pamięta 😉 Czasem się zapomnę i skręcam jak na ósemce, albo po prostu kierownicą. Co instruktor wyłapuje zwykle 😉
Czyli Dzień Sądu zbliża sie wielkimi krokami 😀
Ale ten czas leci…
Uśmiałem się. W kwestii przeciwskrętu: MOTOCYKLIŚCI DZIELĄ SIĘ NA TYCH CO STOSUJĄ PRZECIWSKRĘT I NA TYCH KTÓRZY NIE WIEDZĄ, ŻE GO STOSUJĄ. Nie da się skręcić motocyklem jadącym powyżej 30 km/h inaczej. Różnica polega na tym, że gdy wiesz że go stosujesz to robisz to świadomie z wyczuciem za pomocą kiery, a gdy nie wiesz, to kombinujesz z wychylaniem, kolanami itp, zaś maszyna robi to sama bo tak wynika z jej konstrukcji a ty jej to jedynie bardziej lub mniej utrudniasz.