Dzień Motocyklistki, to nie jest takie święto, kiedy wszystkie motocyklistki mają wolne w pracy, a szkoda… Obchodzić je mogłam dopiero po 16, więc razem z Martą włożyłyśmy nasze „świąteczne” wdzianka i wyruszyłyśmy do Wrocławia, gdzie motocyklistki od rana już świętowały. Dziewczyny pojechały na kilkugodzinną, wspólną wycieczkę, a potem bawiły się grillu pod siedzibą Harleya.
Przywitałyśmy się z dziewczynami, trochę „pozwiedzałyśmy”, ale jednak jazdy nam brakowało, więc postanowiłyśmy jeszcze nieco polatać. Zaczepiłyśmy o Zamek Topacz obok i całkiem okrężną drogą ruszyłyśmy w stronę domu. Po drodze mijałyśmy „ciekawy” przypadek rzygania przez otwartą szybę w samochodzie podczas jazdy… A była dopiero ok.20 haha.
Chciałam odtworzyć trasę, jaką kiedyś jechałam z mapami google, ale ona miała zupełnie inne zdanie w tym temacie. Najpierw uparcie wysyłała nas na główne trasy, a potem przegięła w drugą stronę, bo wysłała nas na drogę, gdzie asfaltu nie było wcale. Dotarłyśmy do domów ok. godz. 21, a przy okazji wyszła całkiem urocza sesja naszych motocykli z różowymi chmurkami.
p.s. Ostatnie zdjęcie przerobiła Marta.