Pomyślałam, że przydałby się Stringowi jakiś konkretny przegląd u mechanika przed zimą. Umówiłam się z Krystianem na poranną wizytę, ale jak zobaczyłam ten szron wszędzie – to lekko zwątpiłam… Nie chodzi o to, że się jechać nie da, ale o to, że moje oczy konkretnie by łzawiły całą drogę, co mają w zwyczaju, jak jadę w temperaturze od 7 stopni w dół. O katarze nie wspomnę…
Na szczęście moto-doktor był przewidujący i postanowił, że oszczędzi mi tortur, i po motocykl przyjedzie ;-). String wstydu nie narobił i mimo, że zmarznięty to odpalił bez problemu. Pierwsze, co doktor zauważył to krzywa kierownica – wątpię, że to ja taka zdolna jestem, wszystkie gleby miałam w grząskim terenie i przy małej prędkości… Łańcuch jest do wykąpania i naciągnięcia. Zajrzy też do zaworów i ogólnie go wyczyści do zimowania.
Na wiosnę będzie piękny! Po głębszej analizie finansów (a raczej kredytu) i rynku – to raczej nie uda mi się zmienić motocykla na większy. Zadbam więc o Stringa, żeby mi jeszcze posłużył.
Jak się nie ma, co się lubi – to się lubi, co się ma! 😉