Stresssssss

Kurs nieuchronnie dobiega końca i za jakiś czas (we Wrocławiu ze 2 tygodnie oczekuje się na egzamin) czeka mnie spotkanie oko w oko z… egzaminatorem. Wyobrażam go sobie jako poważnego faceta koło 50-tki, który mówi mało, a jak mówi – to konkretnie. Za próbę żartowania zabija wzrokiem i generalnie nie odpowiada na pytania, jak nie musi ;-). No już samo to wyobrażenie – wywołuje stressssa z lasu.

Jak zdawałam naście lat temu kat. B to za pierwszym podejściem ze stresu nie mogłam wykonać podstawowych czynności. A Pan instruktor na to: „no dziś to chyba nie pojeździmy?” :-).

A jak mówił mi instruktor Waldek – młodzi lepiej znoszą egzaminy, bo mają je w szkołach. A im człowiek starszy, tym trudniej radzi sobie ze stresem egzaminacyjnym.

Pozostaje więc, spróbować ten stres jakoś oswoić. Można go trochę przytłumić wypijając herbatkę z melisą, ale ma to sens na kilka godzin przed punktem kulminacyjnym stresa. W przeciwnym razie trochę otępia ;-). A i warto zadbać o mega dawki magnezu.

Wyjście drugie – uprawiać… jogę ;-). Pomogło mi to przed maturą, zdałam ustne egzaminy śpiewająco, bo generalnie bezstresowo „lałam wodę” ;-). Ale trzeba na to poświęcić trochę czasu – którego nie mam.

Relaksacja, autohipnoza – też dają radę, tylko raczej mam tak, że jeszcze dobrze nie zacznę, a już zasypiam ;-). Nie polecam jakiegoś tam wzmożonego wizualizowania osiągniętego celu – bo jak się go potem nie osiągnie – to niestety dołek z tego powodu jest kilka razy głębszy…

Nie wiem nawet, czy lepiej wziąć urlop na wyciszenie i jednocześnie mieć za dużo czasu na myślenie. Czy lepiej mieć pracą zajęty umysł i wypierać te myśli stresujące.

Poradzicie coś?

11 odpowiedzi na “Stresssssss”

  1. Ja tam dzień przed (a na egzamin zdecydowanie polecam poniedziałek) polecam spacer po lesie, dużym parku czy czymkolwiek, najlepiej z kimś z kim będzie można rozmawiać o czymś innym,żeby nie myśleć o tym,co ma nastąpić…:) I człowiek po kontakcie z natura odpręzony i w nocy lepiej się śpi…

    A z rana coś słodkiego i w moim przypadku zielona herbata.

    I iść z przekonaniem,że nie odpuścisz. Co ma być to będzie, byle by nie dawać łatwo za wygraną. Niestety egzaminatora się nie wybiera…mój był wypisz, wymaluj Twój opis 😀 Ale jakoś poszło, więc i Ty dasz radę!

  2. Ja myślę zawczasu o tym, co mnie czeka i zawsze staram się na tyle przygotować wcześniej, żeby mieć pewność że zdam:) I nigdy nie dopuszczam do głowy innej możliwości – zdam i koniec! Ty też zdasz!

  3. a ja proponuje zapisać się na egzamin na godzinę 6 rano 🙂 ja tak zrobiłam i nie miałam czasu na myślenie a umysł na tyle nie zawalony innymi rzeczami że bez problemu zdałam 🙂 miło było usłyszeć że wynik egzaminu POZYTYWNY 🙂

  4. moim przepisem na sukces jest wybranie egzaminu o 6tej rano ;]

    zupełnie inny świat, inni ludzie – raz się można poświęcić 😉
    a poza tym ruch mniejszy, no i sam człowiek bardziej jest zaspany, niż zestresowany…

  5. Wczoraj zdawałam i zdałam (!!!) egzamin kat. A.
    Za pierwszym podejściem.
    Krótko opiszę może moją sytuację.
    Wiele czasu spędziłam jeżdząc po świecie jako plecaczek aż w końcu przyszedł moment kiedy uznałam, że najwyższa pora przesiąść się na własne moto.
    To był 1 maj. 4 maja byłam juz zapisana na kurs. 15 maja znalazł sie dla mnie wymarzony motocykl (NX250 Dominator) po którego pojechałam 28 maja Lanosem z Rzeszowa do Gdyni 🙂
    5 lipca – pierwsza jazda po mieście na kursie i pierwsze 50 km przejechane własnym moto. Do egzaminu zrobiłam po polnych moim Domienem prawie 1000 km.
    Wczoraj poszłam ZDAĆ egzamin (testy, plac, miasto), nie zdawać tylko ZDAĆ! Gdzieś z tyłu głowy kołatało się, że mogę nie zdać, że to nie do końca tylko ode mnie zależy.

    Byłam jedyną kobietą w 10 osobowej grupie.
    Egzaminator jak ww opisie 🙂
    3 chłopa oblało, ja byłam ostatnia, stresowałam się na początku, potem, z biegiem czasu stres mijał. Do egzaminu podeszłam na luzie mimo, że na placu średnio, oj, średnio mi szło.
    Miastem nadgoniłam, mimo, że zmieniłam pas na przejściu dla pieszych (10 lat prawko kat B) i raz zgasł mi na światłach 🙂

    Moje sposoby…? Pozytywne myslenie, Zdam i już! Nie ma innej opcji. Wyobrażałam sobie różne scenariusze egzaminu ale na końcu zawsze był wynik pozytywny.
    Urlop tylko na jeden dzień, rano kawa (śniadanie nie weszło) i na egzamin.
    Jak zaczynałam się denerwowac to próbowałam żartować, śmiać się – rozładowywałam tym emocje.
    Czy byłam pewna swoich umiejetności..? Na mieście, w terenie tak… ale rozglądanie się za wyimaginowanym zagrożeniem na placu manewrowym jest dla mnie abstrakcją 🙂

    Trzymam kciuki za egzamin! Będzie dobrze! Trzeba wierzyć w siebie i wierzyć, że się zda 🙂 To jest tylko jakieś 2h z naszego życia, miliony daja radę 🙂 Innej opcji nie ma! Po prostu szkoda czasu i kasy… 🙂

    PS. Ja również ostatni egzamin zdawałam kilka doooobrych lat temu 😉
    PS2 Ale się rozpisałam… 🙂

    1. Kurcze ta NX250 Dominator to idealne moto dla mnie! Taka Africa dla kobiety 😉 To zdecydowanie będzie mój kolejny motocykl!

      1. baaa…. spróbuj a się zakochasz 🙂
        Ja mojego Domina właśnie na forum Afryki znalzałam.
        Bo właśnie tak jest – taka Africa dla kobitki 🙂
        No i to 250 całkiem, całkiem daje rade 🙂

  6. O 6 rano nie można, a z tego co podejrzałam to w grę wchodzi 11 lub 15 – chyba lepiej wcześniej bo z rana umysł świeższy 😉

  7. Ruda, no moje sto parę kilometrów treningu przy Twoim 1000 to niezła przepaść. Ale planuje wziąć tydzień urlopu, tylko na jeżdżenie (po polach oczywiście 😉 ). Mam nadzieję, że po tym już nie zabraknie mi wiary w sukces i podzielę Twoją euforię z egzaminu zdanego za pierwszym podejściem! 😉

    1. Moje niespełna 1000 km chyba bardziej zaszkodziło niż pomogło.
      Przyzwyczaiłam się do Domina który prowadzi się jak tania dziw… noo… 🙂 czyli łatwo. Później miałam problemy np z ostrym skręcaniem na kursowym czy egzaminacyjnym moto.
      Chyba już lepiej „odbębnić” kurs i egzamin i dopiero wtedy zacząć przyzwyczajać się do swojego własnego motocykla – bo w sumie, egzamin to dopiero początek długiej drogi…
      A w czym mi pomogła jazda na nielegalu…? 🙂
      Opanowałam biegi, zwłaszcza redukcję… i hamowanie awaryjne. Na placu się bałam, mało miejsca, płoty dookoła, klaustrofobia 🙂
      Domienem się udało na długiej prostej… i nie było to aż tak straszne jak mi się wydawało że będzie 🙂

      Będzie dobrze!
      A! i z moich obeserwacji na egzaminie wynikało, że zdawły osoby pewne siebie – nawet jak im coś nie wyszło – ale nie osoby które 'kozaczyły’ albo bały się powtórzyć zadanie bo za pierwszym razem się nie udało…
      Koleś który przyszedł zdawać we własnej motocyklowej kurtce wtopił po 5 minutach 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.