Moje wypady na miasto można chyba porównać do jazdy rollercoaster’em. Raz góra, raz dół, raz góra… no i dół!
Kolejną godzinę jazdy miałam zaplanowaną na popołudnie, a że w pracy dzień miałam dość intensywny – to poszłam jeździć z mocno przeciążonym umysłem. Na efekty długo nie trzeba było czekać… Nie ta koncentracja i nie ten refleks!
Błąd, który zapewniłby mi powtórkę egzaminu – to zatrzymanie się na pasach. Jechałam za jakimś dostawczakiem i on zmieścił się między pasami, a krzyżówką – a ja zostałam tylnym kołem na pasach ;-).
Potem, to już była seria mniejszych błędów, czyli za szybko – tam gdzie trzeba wolno, a za wolno – tam gdzie trzeba przygazować. Ot taka odwrotność reakcji mi się włączyła ;-). Plus słabe rozglądanie się i wyprzedzanie rowerzysty bez używania przeciwskrętu.
Po takim dniu, to tylko piwa wypada się napić, żeby o nim zapomnieć… 😉