Przed trzecią jazdą po mieście pojechałam tradycyjnie do Stringa trochę potrenować. Jednak dzień miałam „słaby”, pogoda przed-burzowa, a ja jakaś nie zwarta i nie gotowa ;-).
Pierwsze minuty jazdy to jakaś porażka, potem się rozkręciłam – ale to i tak, nie było TO! Wniosek z tego taki, że jak masz dzień „słaby” – to i w jeździe motocyklem, to od razu da się odczuć… Wtedy raczej trzeba odpuścić, bo szkody z tej jazdy może być więcej, niż pożytku.
Tak własnie jest. „Nie masz dnia” i jakoś wszystko idzie do kitu. Nic na siłę- lepiej odczekać dzień lub dwa i wtedy jest naprawdę dobrze. Pod warunkiem że nie masz umówionej jazdy z instruktorem…. Ja jak na razie trenuję pod okiem męża. Jazdy z instruktorem przesunięte o kilka dni. Jestem baardzo pozytywnie nastawiona do mojego przedsięzięcia – tak jak Ty! Nie reaguję na dziwne komentarze w stylu „Po co ci to?”. Nie warto. Pozdro. Trzymaj za mnie kciuki – ja za Ciebie trzymam!!!
@amela: pytania postronnych w stylu „Po co ci to?” to najlepszy dowód, że idziesz w dobrym kierunku. Edmunda Hillary’ego też pytali :).
No właśnie, najważniejsze to wędrować do celu mimo wszystko – okazało się, że to wiele osób z mojego otoczenia zmienia zdanie… Aha, podczas jazd w ruchu miejskim spotykam się z dużą życzliwością kierowców – nie politowaniem i ironią! To budujące!