Zdarza mi się „strzelać ze sprzęgła” – mina instruktora jest wtedy – bezcenna! Szczególnie, że często ruszam, jak gdyby nigdy nic, a przychodzi taki moment że zdławię silnik, prawie jak blondynka ;-). Żadne rady nie pomagają, po prostu: wychodzi, wychodzi, a nagle jeb!
No to w ramach treningu musiałam ruszać kilkanaście razy pod rząd i myślicie, że pomogło? No tak! Ale… do kolejnych zajęć ;-).
Instruktor Waldek ustawił mi ciaśniejszy slalom do pokonania i zaprezentował, jak go przejeżdżać. Wychodzi mi trochę „połamany” ten slalom, ale pracuje nad jego płynnością.
Generalnie zdałam sobie sprawę, że nie nauczę się jeździć w 20 godzin. Tylko tyle godzin na motocyklu, nie uchroni mnie przed podstawowymi błędami na egzaminie, a co dopiero na drodze – gdzie miejsca na błędy nie ma! Wzmogłam, więc swoje starania dotyczące zakupu własnego motocykla do treningów. Trzymajcie kciuki!
Heh, ciesz się, że się tobą instruktor interesuje :). Mój tylko wydawał kluczyki i znikał w kanciapie. Co do błędów na drodze, to motocykliści dzielą się na dwie grupy: tych co leżeli i tych co będą leżeć. Żadnym kursem tego nie zmienisz.
Rychłego prawka!