Zakup motocykla – krok drugi (część 1)

Szukanie motocykla oczywiście nie może się obejść bez sieci. Motoallegro.pl – to u mnie była podstawa, ale zdarzało mi się też zaglądać na mobile.eu i szukać motocykla na terenach przygranicznych. Kategorie, jakie brałam pod uwagę to enduro/supermoto 4T, mała pojemność, małe spalanie i w miarę świeży model. Stanęło na dwóch kandydatach: MZ 125 SM i Derbi Senda 125 SM (prawie jak yamaha ;-)).

Derbi Senda 125 SM
Mimo większych skłonności w stronę MZ, wygrała Derbi ze względu na odległość do miejsca zakupu, silnik Yamahy i niższą cenę. Znalazłam dwie sztuki na Dolnym Śl, jedna miała w aukcji mniej szczegółów, więc dopytałam o kilka spraw. Pan sprzedawca okazał się być dość sympatyczny, nawiązała się dłuższa korespondencja i umówiłam się na wizytę.

Przy wymianie telefonów, zauważyłam pewną rozbieżność numerów z aukcji i maila – okazało się, że… pomyliłam aukcje! Całe szczęście, że sprawa się wyjaśniła przed moim wyjazdem… Wyobrażacie sobie sprzedawcę do którego przychodzi blondynka i mu wmawia, że przecież się umawiała i że motocykl był niebieski, a nie pomarańczowy?? Pewnie, by się spytał z jakiego ośrodka mnie wypuścili? ;-).

Musiałam się dostać do Wołczyna, pierwszy plan obejmował wyjazd ze znajomym mechanikiem. Później okazało się, że jednak muszę jechać sama i to pociągiem! Przeczytałam ze 3 razy wskazówki kolegi „żubra” (dzięki!) o tym, co sprawdzić przy kupowaniu motocykla i liczyłam na to, że sprzedawca mnie nie oszuka, jak go uprzedziłam, że go na tym blogu opisze ;-).

W Wołczynie musiałam być wcześnie rano, więc wstałam o 4.40!!! Rany, jakie to było dla mnie poświęcenie… Nawet śniadanie zrobiłam wieczorem, żeby spać te 10 minut dłużej ;-). W pociągu relaksowałam się muzą z MP3 i pilnowałam godziny wysiadki. Jak już nieuchronnie się zbliżała – to zaczęłam wypatrywać nazw stacji. Akurat przechodził konduktor i powiedział, że do Wołczyna to jeszcze 2 stacje (skubany, zapamiętał z kontroli biletów gdzie jadę!). No to odetchnęłam i usiadłam jeszcze… Pan konduktor (słusznej postury) też postanowił się przysiąść i zaczyna bajer:
– A to pierwszy raz Pani jedzie do Wołczyna, a po co?
– Jadę kupić sobie motocykl, taki crossowy – odpowiedziałam z uśmiechem. Zapadła cisza, oczka Pana konduktora się zaokrągliły ze zdziwienia, przejrzał z góry do dołu moje miejsca strategiczne (czytaj: twarz, zderzaki, długość nóg) i odpalił:
– Żyleta nie kobieta! Strach się bać!
yyyyy dobrze, że już musiałam wysiadać…

Ciąg dalszy nastąpi…

Jedna odpowiedź do “Zakup motocykla – krok drugi (część 1)”

  1. Widać pan konduktor nie był taki miły bezinteresownie :). A Derbi powinno ci długo i dobrze służyć, no chyba, że szybko je zamienisz na Huskę 250 (93kg masy :)).

Możliwość komentowania została wyłączona.