Próbuje skojarzyć moment kiedy motocykle zaczęły mieć dla mnie znaczenie. Może było to nastoletnie zauroczenie motocyklistą śmigającym przez moją rodzinną miejscowość? Podnosił mi ciśnienie z różnych powodów – ale nie było to działanie samego motocykla ;-). Potem robiłam prawo jazdy kat.B i jakoś nie miałam parcia na dopłatę na kat. A – bo w sumie to podwójny stres egzaminacyjny.
Myślę, że przełomem była przejażdżka motocyklowa po Górnym Śląsku z moim kolegą na Hondzie Hornet. Pierwsze wrażenia zawsze najmocniej pozostają w pamięci! Pamiętam jak pęd wiatru i kaptur chciały mi urwać głowę, ale i pamiętam zachód słońca pod koniec podróży. Zdawał się być – na wyciągnięcie ręki i był pięknym zwieńczeniem wrażeń z tej wyprawy.
Zmieniło się wtedy moje nastawienie do motocykli, które przeplatały się jeszcze później przez moje życie. Aczkolwiek zawsze byłam na nich jedynie pasażerem.
Podoba mi się łatwość nawiązywania kontaktów przez motocyklistów i takie trochę beztroskie podejście do życia – w sensie, że jest tylko motocyklista, jest droga – i nic się więcej nie liczy… no może tylko to, że trzeba zatankować 😉
Cóż, to ja jestem kompletnie zielona, nawet nie stałam obok motocykla nigdy, nie wspominając o motocykliście 😉
Ale decyzja dojrzała po tej parusekundowej „przejażdżce” tunelem 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=zuCjHXLHGUk
Fajne w motocyklach jest to, że są tak od siebie rożne – każdy może w nich znaleźć coś dla siebie – co będzie współgrało z jego charakterem. Ja chyba bałabym się jeździć ścigaczem – to niesamowita adrenalina, ale czas leci tak szybko, że na Twoje decyzje (czasem decydujące o życiu) zostaje bardzo mało czasu. Prędzej na wycieczki i w teren mnie ciągnie 😉 Pożyjemy, zobaczymy… 🙂
Świetne zdjęcie,świetny blog.
I wiele podobieństw miedzy nami!
Też wcześniej mi po głowie taki pomysł nie chodził, póki w zeszłe wakacje nie wzięłam udziału w dalekiej podróży na dwóch kółkach-jako plecaczek oczywiście.
Trzymam kciuki za Twoją naukę jazdy (ja też jestem w trakcie) i mam nadzieję,do zobaczenia na drodze!