Na 10 motocykli!

Ubiegły weekend był dośc zimny w Kotlinie Kłodzkiej, nie wyciągałam motocykla w sobotę, ale niedziela wyglądała już całkiem obiecująco. Było cieplej – przynajmniej, jak świeciło słońce, a poza tym wybierały się do mnie koleżanki z grupy wrocławskich motocyklistek na FB. Ich, ponad 250 kilometrowa trasa przebiegała obok mnie, więc po drodze miałam do nich dołączyć – na te 60 km, które jestem w stanie zrobić. Początkowo chętne były 3 dziewczyny, a rano na miejscu okazało się, że grupa liczy 5 motocyklistek i 3 motocyklowych rodzynków… męskich. Super!

Miałam z rana podskoczyć na CPN i potem podjechać do grupy w Srebrnej Górze. Ale… zimne noce przypomniały mi o tym, jak słaby mam akumulator. Wielokrotne kręcenie nic nie dało i nie odpaliłam aaaaa!!!! Mój tato i jego pomagier stwierdzili, że będą mnie pchać, wbije bieg i pojadę. Szkoda, że tylko w teorii hehe. Tak, jak przypuszczałam – Pomidor nie jest wzorem wyważenia przy minimalnych prędkościach i nierówna nawierzchnia + nierówne siły pchania z obu stron, kończyły się tym, że musiałam skręcać kierownicę albo przechylać ciało, żeby nie wyglebić. Poza tym po wbiciu biegu stawiał zajebisty opór. Więc w nerwach sięgających zenitu, podziękowałam za taką pomoc (!) i zapchałam moto z powrotem pod dom.

akumulatorNie pozostało nam nic innego, jak znów go rozkręcić i podpiąć do prostownika. Na szczęście już mamy w tym doświadczenie, wiemy ile śrubek i gdzie trzeba wyciągnąć (oczywiście przy soczystej wiązance mojego taty, nad japońską myślą techniczną). Ale, jest też plus z tej sytuacji – tato zaoferował się, że mi ten akumulator kupi, żeby już więcej nie musieć Pomidora rozkręcać hehe. Naładował się od zera do pełni w 1,5 godziny, co świadczy jednak, o jego marnej już jakości. Najważniejsze, że odpaliłam i ekipa przyjechała mnie zabrać ze sobą. Dołączyła też Maja, która w swoim ekspresowym tempie przyjechała przez… Czechy 😉 .

IMG_20141026_200612Super zobaczyć tyle motocykli na raz i do tego było nas, aż 7 motocyklistek! Uroczym pochodem pojechaliśmy na najbliższy CPN, gdzie strzeliliśmy pamiątkowe foto. Było to konieczne, bo jak powiedział jeden z motocyklistów – „chłopaki z pracy mi nie uwierzą, że z 7-ma motocyklistkami jechałem!” 😉 Część ekipy musiała wracać do Wrocławia, a reszta przez jeziorka dojechała do Ziębic i tam ja się odłączyłam, bo ręka już dawała mi popalić. Fajny wypad i świetna grupa ludzi!


Wracałam już po zachodzie słońca i się przekonałam, że ten neopren przy kołnierzu kurtki to durny pomysł producenta, bo może i uszczelnia, ale w kontakcie z zimnym powietrzem robi się lodowaty! Musiałam stawać i otulić go polarowym kołnierzem. Zimowo-deszczowe rękawice Shimy też są tragiczne w praktyce – czubki palców zamarznięte, a dłonie w środku mokre! W domu musiałam termicznie, nieco dojść do siebie, aczkolwiek kurtka i spodnie dają rade. Nowe buty też są spoko – miałam dylemat, czy je kupić czy lepiej kozaki na zimę? I teraz mam nadzieję, że zimy (jak zeszłego roku) jednak nie będzie 😉 .

No i psy się na mnie uwzięły, jak wracałam w pojedynkę. Do grupy to nie chciały podskoczyć hehe. Jednego wzięłam na sposób zwolnienia na maksa – to szybko doszedł do wniosku, że za takim cieniasem ganiać nie będzie 😉 . Drugi miał torpedę w tyłku, to musiałam przyśpieszyć, bo by zdążył mnie wyprzedzić i wpaść pod koło. A trzeci był lis! Sprintem przebiegł mi drogę. Czarne koty są pechowe, a lisy? Z pewnością na szczęście!

Czekam, więc…

I mała galeria koleżanki. Dzięki Gugu 😉

Wizyta w Bolkowie

DSC00371Na festiwal wyruszyliśmy w piątek zaraz po pracy, wypakowaną po dach Hondą z 5-ma osobami na pokładzie i rowerem na dachu. Humor nam dopisywał, a niedaleka trasa nie zdążyła się stać uciążliwa. Znaleźliśmy pole namiotowe i wyruszyliśmy na zamek!

Każdy dzień Festiwalu 3 Żywioły składał się z kilku bloków. Były przesłuchania konkursowe, relacje z podróży, filmy dokumentalne i warsztaty przygotowujące do podróży. Wszystko trwało średnio do 3-ciej w nocy, ale ja nie dotrwałam ani razu do końca… Bo nie wszystkie filmy i prezentacje potrafiły na tyle utrzymać uwagę, by wielogodzinne siedzenie nie zamęczyło – aż do senności. Starałam się nie pić więcej niż jedno piwo wieczorem, bo moje statystyki by spadły ;-).

Tematyka każdej podróży była bardzo ciekawa, ale nie każdy potrafił swój temat „sprzedać”. Monotonne opowiadania z dużą ilością danych (nazewnictwo, statystyki) i historii – były walką o przetrwanie na krześle. Ale za to historie okraszane humorem i żywiołowo opowiadane – zlatywały dość szybko i zbierały wiele braw.

DSC00370Nie byłam nigdy mocna z geografii, ale takie lekcje przyswaja się z łatwością. Oczyma podróżników zwiedzaliśmy różne kraje: Papua, Rosja, Jordania, Nepal, Chiny, Mustang, Norwegia, Ghana, Lofoty, Wyspy Owcze, Islandia, Etiopia, Tadżykistan, Uzbekistan, USA, Maroko. Zobaczyliśmy jak „za uśmiech” można podróżować 3 lata i jak uprawiać couchsurfing.

Podróżowanie ma rożne oblicza. Jedne podróże obfitowały w zapierające dech krajobrazy, poszukiwania odludnych miejsc na ziemi a inne w serdeczne (i szczególnie na wschodzie zakrapiane samogonem ;-)) relacje międzyludzkie. Mimo, że festiwal miał być lekko profilowany w tematykę gór wysokich, to jednak te zakrapiane podróże – były przyjęte przez publiczność najgoręcej.

DSC00381Jedni na podróżowanie poświęcają cały urlop, inni mają odwagę jeździć całymi latami (licząc na ludzką życzliwość). Jedni są przygotowani profesjonalnie (hotele, sprzęt foto, samoloty, wynajem auta), a inni jadą stopem bądź rowerem i jedzą chleb z cebulą.
A motocykliści pokazali jak podróżować na raty po USA. Co roku penetrują kolejne (przepiękne) obszary, a na koniec urlopu gdzieś parkują motocykle na rok i wracają do Polski.


DSC00373Jako, że program był napięty – to nie zawarliśmy zbyt wielu znajomości „namiotowych”. Miasto było dość wyludnione (na ławkach siedzą Ci, co już wypili i Ci – co dopiero czekają na okazję ;-)). Z wieży zamku bardzo ładne widoki, ale nie można ich zbyt długo kontemplować, bo atak dziwnych mrówek ze skrzydłami (które postanowiły zamieszkać w moich włosach!) jest dość traumatycznym przeżyciem ;-).

A ostatnia noc była dość trudna pogodowo (mocny wiatr, deszcz), więc muszę teraz odespać ;-). Ale było warto! Może nie napaliłam się mocno na podróżowanie (raczej jestem skupiona na kolejnej operacji), ale z pewnością wrócę tam za rok…