Grzana kanapa w motocyklu

Grzaną kanapę w moim motocyklu założył Emil. To była niespodzianka (bo ja zmarzluch jestem straszny), więc nie mam żadnych zdjęć z montażu. Ale opowiem Wam po kolei…

Emil kupił u chińczyka takie plachty grzejące do montażu w samochodzie (dam link w komentarzach). Następnie ściągnął obicie, przykleił matę (klejem w sprayu) i założył je z powrotem. Mata miała wszystkie przewody i przycisk uruchamiający. Emil dokupił osłonkę wodoodporną i wyciął otwór na przycisk. Żeby kanapa działała silnik musi być uruchomiony (jest podpięta na przekaźnik przy lampie) i kanapę trzeba połączyć z motocyklem dwoma wtyczkami.

Teraz w praktyce. Grzeje konkretnie na 2-gim stopniu (czerwona dioda). Przy 10 stopniach grzałam chwilę na 2-jce, żeby zejść na podtrzymanie na 1-nce (zielona dioda). Samo grzanie na 1-nce jakoś nie jest zbytnio odczuwalne, a znowu ciągła 2-jka tym ciepłem mnie dekoncentrowała. Ciepło przyjemnie rozchodzi się po ciele i biorąc pod uwagę, że jeżdżę, tak od 7 stopni wzwyż to z pewnością się przyda.

P. S. Trochę widać te przewody pod obiciem, ale już do mnie leci, taka siatka 3D na siedzenie.

Zamontowałam jeszcze takie chińskie uchwyty pod lusterka. Z jednej strony będzie telefon z nawigacją, a z drugiej kamerka. Fajne jest to, że pod spodem są takie ząbki, które pozwalają na zmianę kierunku tej „pałki”, bez konieczności rozkręcania lusterka.

Są lekkie wibracje od kierownicy, ale korzystania z nawigacji to nie utrudnia, innym razem sprawdzę jaki ma wpływ na obraz z kamerki (SJ6 Legend, która ma jakąś stabilizację).

Sam uchwyt telefonu (ten czerwony) niby spoko, ale bez tej gumy uchwytowej nie zaryzykuję, bo nie mam zaufania, że telefon się utrzyma.

Strach przed jazdą motocyklem

Najczęściej słyszane przeze mnie pytanie, od przypadkowo napotkanych osób, to wciąż: „Czy Pani się nie boi jeździć motocyklem?”. Tak się czasem zastanawiam, co autor/ka tego pytania ma na myśli? Myślę, że zwykle chodzi o (pewną ich zdaniem) śmierć lub kalectwo w wyniku wypadku na drodze. No, chyba że pytają, czy się nie boję „nieokiełznanej” mocy swego motocykla? 🙂

Każdy się czegoś boi, każdego dnia mamy te bojaźliwe myśli. Zwykle dotyczą przyszłości naszej, czy osób nam bliskich, zdrowia, pracy albo dobytku, a pewnie i motocykla. Przemykają przez głowę mniej lub bardziej zauważone. Strach o małym natężeniu nas chroni, a o dużym blokuje. Żaden strach nie blokuje mnie tak, żebym nie jeździła motocyklem.

Jednak boję się jechać motocyklem wtedy, jak jakiś kretyn w samochodzie wyprzedza, mimo że jadę z przeciwnej strony. Boję się, jak jadę nocą ruchliwą, europejską autostradą, a deszcz leje taki, że motocykl tańczy mi na lewo i prawo. Boję się, jak wiatr ściąga mnie na przeciwny pas, albo wciąga pod ciężarówkę. To jest strach, który chroni, uruchamia „procedury awaryjne” w głowie i odruchy, które pozwolą mi (lub nie) na wyjście z opresji.

Nigdy nie rozumiałam, dlaczego motocykl miałby być, tak wielkim źródłem śmierci lub kalectwa. Owszem znam osoby, które uległy wypadkowi, ale znam też takie, które szczęśliwie pokonują tysiące kilometrów, latami… Czy jazda samochodem nie jest równie niebezpieczna? A jakoś nikt się nikogo o strach w jego prowadzeniu nie pyta. Czy choroba nabyta, genetyczna, nieuleczalna itp. się do śmierci lub kalectwa nie może przyczynić? Czy wypadek w domu, pracy, na chodniku, w sklepie – nie może nas pozbawić życia i zdrowia? Strach przed jazdą motocyklem jest strachem przed życiem. Po prostu.

Dla mnie motocykl nie jest źródłem strachu, jest źródłem: pozytywnych emocji, pewności siebie, relaksu, pogody ducha i wewnętrznej siły. Poczuciem bycia we właściwym miejscu (tu i teraz, bez tego, co wczoraj i jutro). A jeżeli kiedyś mnie zabraknie i akurat stanie się to na motocyklu, to będzie znaczyło tylko tyle, że moja droga życia dobiegła końca. Bo każdy ma swój koniec i ominąć się tego nie da… Najważniejsze, że byłam, z tym swoim motocyklem, szczęśliwa i było to widać każdego dnia!

Pierwsza jazda motocyklem z pasażerem

Luty tego roku mamy wyjątkowo ciepły i tak się jakoś fajnie składa, że dobra pogoda bywa w weekendy – dlatego kilka razy włożyłam akumulator i sobie pojeździłam motocyklem.

Raz się tak złożyło, że miałam odwieźć koleżankę z pracy do domu samochodem, a potem pojeździć, więc jej zaproponowałam podwiezienie motocyklem. Kasię kilka lat temu przewiózł jej chłopak motocyklem, ja natomiast w tej kwestii jestem całkiem zielona. Woziłam wprawdzie dzieci i dużo bagażu, jednak jak się okazało – to zupełnie inne doświadczenie!

Na Kasię pasował kask Emila, dzięki czemu miałyśmy łączność i to nas uratowało! Mój motocykl jest bardzo wysoki a Kasia raczej drobna, więc pierwsze schody zaczęły się przy wsiadaniu. Nie miałam pewności, czy utrzymam motocykl na nogach, gdy Kasia będzie balansować z jednego podnóżka na drugi. Postanowiłam motocykl pochylić i ustawić dla pewności na stopce. Miałam chwilę zawahania, czy potem postawię go z nami dwoma do pionu, ale okazało się, że to już nic trudnego.

Ale to był dopiero początek…. Po ruszeniu, przy małej prędkości motocykl mi wężykował, musiałam mocno trzymać kierownicę na wprost. Im większa była prędkość, tym stabilność już większa. Kasia trzymała się bocznych uchwytów i już na pierwszym zakręcie miałam problem ze złożeniem się w nim. Ja i motocykl się pochyliliśmy, a Kasia pozostała prosto.

Powiedziałam, żeby jednak trzymała się mnie i razem z moim ciałem, tak samo przechylała. Udało się wtedy złapać ten balans i zakręty wychodziły już nieźle. Zdarzały się jeszcze jakieś zderzenia naszych kasków przy zmianie biegów, to zaczęłam je robić po prostu łagodniej. Po kilkunastu minutach jechało się już razem całkiem przyzwoicie.

Nie zdawałam sobie sprawy, jak dużą różnicę dla komfortu jazdy sprawia dodatkowy pasażer. Z pewnością jest to kwestia przyzwyczajenia się do niego. Pierwsza jazda była zdecydowanie wolniejsza i mniej dynamiczna, niż poruszam się na co dzień motocyklem. Utwierdziłam się w przekonaniu, że najlepiej i najpewniej czuję się sama na własnym motocyklu 🙂 .

P.S. Potem pasażerkę zamieniłam na serniczek, który dojechał do moich motocyklowych przyjaciół cały i smaczny!