Czytelnicy mojego bloga wiedzą, że kompletnie nie mam parcia na prędkość w motocyklu. Ale uwierzcie, że mam czasem taki dzień, że lubię poszaleć 🙂 .
Nie chodzi nadal o prędkość, tylko przyśpieszenia – łapię potrzebę dzikości jazdy. Mam wtedy pewność siebie taką, że góry przenosi, a moja symbioza z motocyklem nabiera jakiegoś, nowego wymiaru. To jak generator prądu w moim organizmie, krew od razu szybciej płynie!
Łapię się wtedy na odruchach, jakie znam u sportowców. Pochylam się w barkach przyśpieszając, składam się ciałem w zakręt, jakoś bardziej. Prawie jak Rossi! 🙂 Na bardzo, bardzo, bardzo mocno zwolnionym filmie! haha
I tak przez całe 8 kilometrów do Biedronki. Potem już mi się nie chce 😀 .
p.s. wpis ten dedykuję wszystkim nietolerancyjnym motocyklistom, którym ciężko zrozumieć, że motocykl to dla niektórych – nie tylko „łutututu” i „lubię zapierdalać” 😉 .
Motocyklem do Biedronki – najlepszy sposób dotarcia do tego przecudownego sklepu.