W tym moim małym stażu za kierownicą motocykla (3,500 tys km), spotkałam się z dwoma sytuacjami, które zapadły mi w pamięć – bo źle się mogły skończyć… Obydwie wynikały z „fantazji” innych kierowców i tylko dzięki refleksowi udało się uniknąć wypadku. Takich sytuacji w książce „Strategie uliczne” nie znajdziecie ;-), a niestety mi się przydarzyły.
Obok poglądowy rysunek tych sytuacji, wybaczcie brak talentu rysunkowego (mam tyle innych „talentów”, że na ten już zabrakło ;-)).
Sytuacja 1: Pokonuję zakręt (linią wprost z podręcznika „Motocyklista doskonały”), a na nim oczywiście podwójna ciągła. Widziałam samochód za sobą, ale nie przyszłoby mi do głowy, że wyprzedzać mnie będzie na zakręcie. Łaskawie zatrąbił, bo nasze drogi mogły się spotkać…
Sytuacja 2: Wyjeżdżam z małej uliczki, droga czysta. W momencie wyjazdu zza zakrętu wynurza się samochód cudnie ścinający zakręt i zamiast po swoim (przeciwnym) pasie, jedzie wprost na mnie. Motogymkhana mi się przydała.
to ja miałam ostatnio też nie wesołą sytuację wyjeżdżałam z parkingu na drogę (jeden pas w jedna i jeden w drugą stronę), ciasno jak cholera bo po obu stronach drogi po parkowane auta, po drugiej stronie ulicy autobus stał na przystanku zajmując cały pas, jedynka wrzucona patrzę w lewo czysto daję gazu a tuu…zza bus na czołówkę ze mną jedzie gość bmw x5 bo właśnie wymyślił że auto wyprzedzi, no oczywiście ja po hamulach kiera skręcona, cudem utrzymałam moto na 1 nodze..a gorąco mi było;-)