Masaż karku konieczny ;-)

Jechałam dziś trasę 90 km, pogoda fajowa (tak mi się przynajmniej wydawało), bo nie upalna. Wyjechałam za Wrocław i jeszcze było znośnie, ale z kilometra na kilometr nasilał się wiatr, tak z prawej na lewo.

Huczało w kasku strasznie, ale gorsza była jazda. Cały czas ściągało mnie na środek drogi i żeby to tak przewidywalnie chociaż przebiegało… A tu raz mam nacisk wiatru i nagle puszcza! Wchodzenie w zakręty było wielką niewiadomą, bo nie wiedziałam czy w danym momencie – to mi ten wiatr pomoże, czy wprost przeciwnie.

Myślałam, że trzeba jechać wolniej? Oj nie – wtedy to dopiero String wykazywał talent baletnicy. Jechałam, więc normalnym tempem, cały czas kontrolując tor jazdy. Jedyny plus był taki, że przejeżdżające ciężarówki nie były ani trochę odczuwalne. W pewnym momencie „straciłam” lekko słuch – jak przy zmianie ciśnienia, pewnie od tego hałasu.

Ale najgorszy jest ból szyi! Momentami miałam wrażenie, że jakaś niewidzialna siła chce mi zdjąć kask, a innym razem, że głową popycham wielki ciężar. Szyja miała co robić, oj miała! Może takie profilaktyczne ćwiczenia ochronią mnie przed powstaniem „drugiej brody” na starość? 😀