Dziś miałam przygodę z…tirem ;-). Jechałam sobie jak przystało – grzecznie przez miejscowość, a za mną (grzecznie jak przystało) tirek. Taki duży i czerwony. Wyjeżdżamy z ograniczenia prędkości, to się bujam coraz szybciej, tirek trzyma za mną tempo.
I było by wszystko OK, gdyby tirkowi nie włączyła się nagła potrzeba wyprzedzenia mnie. No i patrze w lusterko, a tam jego lampa na szerokość lusterka (siedzi mi na tyłku normalnie). Zobaczyłam kierunek, no to kolanka do baku, równa prędkość i niech mnie bierze jak musi! 😉 Z dużymi lepiej nie igrać!
No i tirek się wychylił na środek, ale miał takie tempo zbierania się, że z przeciwka już coś jechało. Postanowił wrócić na swój pas, tyle, że teraz miał mnie jakby koło siebie! Dodałam gazu (na szczęście jeszcze był) i odjechałam mu do przodu. Zaczęłam jechać ogólnie szybciej, bo tirek mnie jednak trochę nastraszył…
A, że zabawa się tirkowi spodobała, to zaczął mnie gonić i chciał wyprzedzić po raz drugi. Wbił kierunek i…. nie mógł do mnie dojechać, bo się okazało, że właśnie jedziemy już pod górkę i tak jakby mocy mu zbrakło ;-). Za to Stringowi wcale nie brakowało i odstawiłam go na ponad kilometr.
Nie rozumiem potrzeby wyprzedzania, jak się nie ma czym wyprzedzać! Całe szczęście, że z tego wszystkiego nie wynikła jakaś jazda „na trzeciego”, albo zwiedzanie przeze mnie rowu.
Toteż zasada jest prosta-jak najdalej od tirów! Ani przed, ani za…tylko jak to osiągnąć, nie wie chyba nikt 🙂
Dobrze,że byłaś przytomna, bo naprawdę mogło być niewesoło ;/
Dobrze że string się zachował jak facet :). Mnie dzisiaj facet wyprzedzając z przeciwka traktor zepchnął na pobocze…