Czwarta jazda treningowa

Instruktor poinformował mnie, że na kolejnej godzinie kursu wyjedziemy razem na miasto (yyyyyy, że co? :-)). No to szybko pojechałam do Stringa ostro trenować.

Zmiany biegów już jakoś idą, aczkolwiek z tą „przygazówką” przy redukcji to różnie bywa. Tzn. jak się rozkręcę i robię ją przy redukcji, to i potem wbijając wyższe biegi, też mi się zdarza taką strzelić… Robiłam też ósemki wokół butelek, ale tym razem na 1 ręce, na zmianę lewą i prawą.

Pojechałam trochę w teren – oswoić wroga (czyli piach-zabójcę) i, o ile jadę powoli, to nie daje się już zaskoczyć. Ale, jak piach-zabójca zaatakuje mnie znienacka – to pewnie tak kolorowo nie będzie…

Odkryłam nową ścieżkę, taką zarośniętą trawą i tam podobało mi się najbardziej. Przyczepność fajna, tajnych dziur brak i byłoby pięknie, gdyby nie to – że to ślepa dróżka była. Wyjechałam na jakieś nie użytkowane dawno pole i podjarana tym, jak to fajnie jeździć po trawce – ruszyłam na jego podbój.

Nie trwało długo, jak wpakowałam się w jakaś dziurę! String oczywiście odstawił „szopkę”, że się chce na tej trawce położyć. Prawie mu na to pozwoliłam, ale w ostatniej chwili zebrałam wszystkie siły i przywróciłam go do porządku! Ale, że to wojna i straty muszą być – to przypaliłam sobie nogę na silniku, pęcherz jak marzenie! To już drugi ślad po Stringu na mojej prawej nodze ;-). A, że mądra blondynka po szkodzie – to jeansy będą już stale na wyposażeniu garażu.