Jakoś średnio podoba mi się styl uczenia jazdy na motocyklu po mieście – jedzie sobie kursant, a za nim Pan samochodem udzielający wskazówek. Dlaczego to nie fajne? Bo jest za motocyklistą, więc nie widzi tego co on (a jak widzi to chwilę później – oby nie za późno!) i raczej ma inną perspektywę do postrzegania odległości.
Nie może być przecież też za blisko, bo kursant się uczy i może wywinąć jakiś numer. No ja jestem zdolna i pewnie na początku, nie jeden atak paniki bym zaliczyła. A czy mogę liczyć wtedy na Pana siedzącego z tyłu w aucie? No dobra, zawsze może mnie obtrąbić ;-)!
Wiem, że dla niektórych taka nauka to tylko formalność, bo jeździć już dawno umieją, no ale dla mnie to szkoła pod podstaw – więc muszę ją wybrać dobrze!
Wow – pomyślałam. To jest prawdziwa szkoła jazdy na motocyklu.
Z pomocą przyszedł „wujek Google” i na hasło „instruktor na motocyklu Wrocław” – ujawniła się Szkoła Motocyklowa Motorsfera. No to pora wziąć sprawy we własne ręce! I w te same ręce manetki? 😉