Motto z zajęć: Motocyklista ma dużo więcej do stracenia!
Wybrałam się na pierwsze zajęcia do szkoły Motorsfera. Na kurs zgłosiło się kilkunastu mężczyzn i dwie kobiety – w tym ja! Na początku oczywiście sprawy organizacyjne: wypełnienie formularza i umowy, ustalenie grafiku zajęć. Klimat lekko skrępowany, bo przecież nie znamy się nawzajem – aczkolwiek instruktor Waldek próbuje nas rozruszać :-).
Pierwszy wykład jest poświęcony elementom, na jaki składa się egzamin kat. A. Czyli, jakie manewry musimy opanować i jaką wiedzą dysponować – by zdać. Początkowo wykład prowadzi jeden z kursantów bardziej zaawansowanych, niż my.
Potem instruktor próbuje zaktywizować nasze szare komórki, bo okazuje się, że nie każde proste pytanie – ma prostą odpowiedź. A czasem jak nawet znamy odpowiedź, to ciężko ją uzasadnić. To zdecydowanie fajniejsza forma nauki, bo dyskusja bardziej zapada w pamięć, niż monolog nauczyciela na którym można, choćby zasnąć :-).
Nie czuję się jak w szkole, bo bezpośredniej kary – czyli złej oceny, tu nie ma. Jedyną karą (pośrednią) za nie wchłoniętą wiedzę, jest moje własne bezpieczeństwo. Chyba warto się nauczyć!
Na koniec dostaliśmy zadanie domowe! Dwuosobowe grupy będą opracowywać po 1 artykule kodeksu drogowego i prezentować go reszcie grupy. Ja z kolegą po sąsiedzku (o imieniu jeszcze mi nie znanym) dostaliśmy art. 24 dotyczący wyprzedzania. Czyli min. tego, czego nie znoszą kierowcy aut – jazdy motocykli między pasami ruchu :-).