W planie na weekend miałam pomaganie w organizacji Rajdu Tukan (enduro), jednak zatrzymały mnie obowiązki zawodowe i do Kotliny Kłodzkiej dotarłam dopiero późnym popołudniem w sobotę. Tymczasem koledzy z Motorlandu zadbali o to, bym na MT-03 poczuła się bardziej komfortowo (czytaj – jak na Pomidorze). Kierownica jest nieco wyżej, zawieszenie bardziej miękkie i doposażenie w postaci małego kuferka, gdzie mogę schować kask albo weekendowy plecak.
Powiem Wam, że jak miałam jakieś „ale” do tego motocykla – tak teraz nie mam się czego czepić! Serio 🙂 Pozycja zrobiła się przyjemniejsza, pozwala na odciążenie rąk i lekkie ich ugięcie. Przez tory i różne wyboje przelatuje w miarę płynnie, no i mam się w co spakować. Do tego dodać muszę inne plusy: fajowe przyśpieszenie (nawet go jeszcze nie wykorzystuję bo kręcę do 7000, a maksymalne jest przy 9000), lepsza odporność na podmuchy wiatru, niesamowita łatwość w pokonywaniu wszelkich zakrętów, lekkość w manewrowaniu parkingowym i elastyczność (50 na 5-tce pojedzie, jak i z 2-jki ruszy).
Pomidor to kawał mojego życia, ma swój charakter i wiele razem przeszliśmy. Jednak te dwa motocykle dzieli przepaść i jak to podsumował kolega „lepsze jest wrogiem dobrego”. Nie postanowiłam jeszcze co zrobię w Pomidorem, czy zostanie ze mną, czy się pożegnamy… Ale dotarłam do momentu, kiedy nowy motocykl daje mi możliwość dalszego rozwoju techniki jazdy, choć wszystko co potrafię zawdzięczam temu staremu, trudniejszemu w prowadzeniu Pomidorkowi.
Wyjeżdżając na weekend zahaczyłam po drodze o Piknik Motocrossowy w Ziębicach. Zatrzymałam się na moment i pisząc sms-a podeszłam bliżej toru. Po chwili odwracam się, a motocykla nie ma! Wyobrażacie sobie moje zdziwienie??!!! Obok stał jakiś motocyklista z wesołym wyrazem twarzy, więc się domyśliłam, że wie, gdzie się mój eMTek podział. Okazało się, że nie zablokowałam kierownicy (jakoś nie wyczułam tego) i jeden z moich kolegów (nie zauważyłam go wcześniej) cichaczem mi go odprowadził i schował za wóz strażacki. Po chwilowej panice, uśmiałam się szczerze, no i zdecydowanie była to nauczka, by zawsze upewniać się, że kierownica jest zablokowana (nawet jak się odchodzi na 3 minuty).
Po drodze wpadłam też na chwilę do mojego dentysty-motocyklisty. Wchodzę do gabinetu, a on zęby łata ręką ze zdartą skórą! Okazało się, ze w drodze do pracy zderzył się z osobówką! Nieco się poobijał, motocykl jeździ, ale po wszystkich jego przygodach (także na torze) – nieco straszy! Zobaczcie na foto 🙂
Potem pojechałam na obiad i do bazy Rajdu Tukan, gdzie zebrało się mnóstwo motocykli, a wyczerpani wymagającymi odcinkami motocykliści/tki odpoczywali przy grillu. Pogadałam chwilę ze znajomymi i pojechałam do innych znajomych na wieczorne pogawędki. W niedzielę rano miałam do wyboru – jechać na poligon, gdzie był ostatni odcinek rajdu, albo pojechać na gromadną wycieczkę do kopalni w Nowej Rudzie. Poranne wstawanie (po małym resecie alkoholowym dzień wcześniej) zadecydowało, że będzie to wycieczka, bo w późniejszej godzinie się odbywała.