Urlop w Dolomitach. Dzień 3. Sella Ronda: Passo Gardena, Passo Sella, Passo Pordoi i Passo Campolongo

Ten dzień urlopu to spełnienie marzeń, był długi i fantastyczny. Widoki z przełęczy na Sella Ronda pobiły wszystko, co do tej pory widzieliśmy, a zakrętów to nie da się zliczyć! Dla motocyklistów – dzień jak z bajki!

To było nasze czwarte podejście do trasy Sella Ronda, bo zawsze pogoda krzyżowała nam plany. Tym razem było idealnie, no może nie licząc tego, że na początku musieliśmy wyprzedzić setki rowerzystów, trenujących do niedzielnych zawodów, co nie pozwoliło w pełni cieszyć się zakrętami.

Kółko Sella Ronda prowadzi przez przełęcze: Passo Gardena, Passo Sella, Passo Pordoi i Passo Campolongo, czyli na przemian jedzie się w górę i w dół. Nawierzchnia na tej trasie jest zróżnicowana, raz gorsza, raz lepsza, najważniejsze jednak, że nie dziurawa. Jest dużo zakrętów „nawrotek”, ich trudność oceniam na średnią, bo asfalt jest szeroki. Tylko trzeba uważać, bo tam kursują też autobusy.

A poza drogą? Prawdziwe cuda natury! „Szczęka mi opadała” wielokrotnie. Jak już myślałam, że krajobraz piękniejszy być nie może, to się myliłam! Emil w pewnym momencie powiedział: „Ciekawe kiedy będziemy jechać dłużej, niż 2 minuty” i razem się pośmialiśmy. Bo faktycznie, przed każdym szczytem i za nim, zawsze zatrzymywaliśmy po kilka razy. Zachwytom nie było końca, a zdjęcia nie oddają skali wielkości i piękna tych gór.

Tak się nakręciliśmy pozytywnymi emocjami, że wróciliśmy do domu nieplanowanymi przełęczami: Valparola, Falzarego, Tri Crime i przez jezioro Misurina. Dojechaliśmy późnym wieczorem, z pełną satysfakcją przebiegu dnia.

Urlop w Dolomitach. Dzień 2. Sella Monte Zoncolan

O drugiej wycieczce zadecydowała pogoda i… „przypadek”. Od 14 miały przechodzić przez Dolomity liczne fronty burzowe, więc ruszyliśmy o godz. 7.30 ma krótką trasę, skleconą na szybko wieczorem. Kryterium wyboru były głównie zakręty, ale jak się okazało, widoki też były bajeczne. Jak to w Dolomitach!

Nasza trasa docelowa prowadziła na szczyt, przez wiele zakrętów 180 stopni. Okazało się, że trafiliśmy na Sella Monte Zoncolan. Choć to sam podjazd był naszym celem, to po dojechaniu na miejsce – szczęki nam opadły! Widoki ze szczytu były cudne z każdej strony 🤩.

Pokręciłam się dookoła, robiąc zdjęcia, a chwilę potem euforia mi opadła – zobaczyłam, jaką drogą będziemy zjeżdżać w dół. To była bardzo wąska nitka asfaltu z licznymi nawrotami na przełamaniach. Ale nie było wyjścia, trzeba było jechać dalej. Jak ja to przeżyłam? Nie wiem. Ledwo…

Uwielbiam zakręty, przez które motocyklem się „płynie”, jednak w górach to loteria i czasami trzeba przeżyć też jakiś hardcore. Najlepsze jest to, że był tam znak o dopuszczeniu pojazdów do 6 metrów długości, a w poprzek zakrętu, zawiesił się i musiał cofać, zwykły pickup! Mi ze stresu, też nie udało się przejechać najgorszego zakrętu płynnie, musiałam się składać do niego na 2 razy.

I tak było warto tam pojechać! Szczególnie, że reszta trasy to był już mój ulubiony typ zakrętów i w dużej ilości. Nie zmokliśmy, udało się uciec przed burzami. Niestety pogoda na kolejne dni nie napawała optymizmem…