Luty tego roku mamy wyjątkowo ciepły i tak się jakoś fajnie składa, że dobra pogoda bywa w weekendy – dlatego kilka razy włożyłam akumulator i sobie pojeździłam motocyklem.
Raz się tak złożyło, że miałam odwieźć koleżankę z pracy do domu samochodem, a potem pojeździć, więc jej zaproponowałam podwiezienie motocyklem. Kasię kilka lat temu przewiózł jej chłopak motocyklem, ja natomiast w tej kwestii jestem całkiem zielona. Woziłam wprawdzie dzieci i dużo bagażu, jednak jak się okazało – to zupełnie inne doświadczenie!
Na Kasię pasował kask Emila, dzięki czemu miałyśmy łączność i to nas uratowało! Mój motocykl jest bardzo wysoki a Kasia raczej drobna, więc pierwsze schody zaczęły się przy wsiadaniu. Nie miałam pewności, czy utrzymam motocykl na nogach, gdy Kasia będzie balansować z jednego podnóżka na drugi. Postanowiłam motocykl pochylić i ustawić dla pewności na stopce. Miałam chwilę zawahania, czy potem postawię go z nami dwoma do pionu, ale okazało się, że to już nic trudnego.
Ale to był dopiero początek…. Po ruszeniu, przy małej prędkości motocykl mi wężykował, musiałam mocno trzymać kierownicę na wprost. Im większa była prędkość, tym stabilność już większa. Kasia trzymała się bocznych uchwytów i już na pierwszym zakręcie miałam problem ze złożeniem się w nim. Ja i motocykl się pochyliliśmy, a Kasia pozostała prosto.
Powiedziałam, żeby jednak trzymała się mnie i razem z moim ciałem, tak samo przechylała. Udało się wtedy złapać ten balans i zakręty wychodziły już nieźle. Zdarzały się jeszcze jakieś zderzenia naszych kasków przy zmianie biegów, to zaczęłam je robić po prostu łagodniej. Po kilkunastu minutach jechało się już razem całkiem przyzwoicie.
Nie zdawałam sobie sprawy, jak dużą różnicę dla komfortu jazdy sprawia dodatkowy pasażer. Z pewnością jest to kwestia przyzwyczajenia się do niego. Pierwsza jazda była zdecydowanie wolniejsza i mniej dynamiczna, niż poruszam się na co dzień motocyklem. Utwierdziłam się w przekonaniu, że najlepiej i najpewniej czuję się sama na własnym motocyklu 🙂 .
P.S. Potem pasażerkę zamieniłam na serniczek, który dojechał do moich motocyklowych przyjaciół cały i smaczny!