Urlop w Dolomitach. Dzień 2. Sella Monte Zoncolan

O drugiej wycieczce zadecydowała pogoda i… „przypadek”. Od 14 miały przechodzić przez Dolomity liczne fronty burzowe, więc ruszyliśmy o godz. 7.30 ma krótką trasę, skleconą na szybko wieczorem. Kryterium wyboru były głównie zakręty, ale jak się okazało, widoki też były bajeczne. Jak to w Dolomitach!

Nasza trasa docelowa prowadziła na szczyt, przez wiele zakrętów 180 stopni. Okazało się, że trafiliśmy na Sella Monte Zoncolan. Choć to sam podjazd był naszym celem, to po dojechaniu na miejsce – szczęki nam opadły! Widoki ze szczytu były cudne z każdej strony 🤩.

Pokręciłam się dookoła, robiąc zdjęcia, a chwilę potem euforia mi opadła – zobaczyłam, jaką drogą będziemy zjeżdżać w dół. To była bardzo wąska nitka asfaltu z licznymi nawrotami na przełamaniach. Ale nie było wyjścia, trzeba było jechać dalej. Jak ja to przeżyłam? Nie wiem. Ledwo…

Uwielbiam zakręty, przez które motocyklem się „płynie”, jednak w górach to loteria i czasami trzeba przeżyć też jakiś hardcore. Najlepsze jest to, że był tam znak o dopuszczeniu pojazdów do 6 metrów długości, a w poprzek zakrętu, zawiesił się i musiał cofać, zwykły pickup! Mi ze stresu, też nie udało się przejechać najgorszego zakrętu płynnie, musiałam się składać do niego na 2 razy.

I tak było warto tam pojechać! Szczególnie, że reszta trasy to był już mój ulubiony typ zakrętów i w dużej ilości. Nie zmokliśmy, udało się uciec przed burzami. Niestety pogoda na kolejne dni nie napawała optymizmem…