Przed wyjazdem na weekend postanowiłam zajrzeć na trialowy rajd, który odbywał się na wrocławskim „Kilimandżaro”. Głównie pojechałam tam z ciekawości, bo o ile wiem jak trialowy motocykl wygląda i co robi – to jakoś takich prawdziwych zawodów nie dane mi było nigdy obejrzeć.
Po dotarciu na miejsce okazało się, że rajd składa się z kilku krótkich prób, otaśmowanych w różnych miejscach parku, a sami zawodnicy to amatorzy, jak i profesjonaliści. Urzekł mnie ten klimat, bo kibiców było mało, więc można było stać przy samej trasie. Widzieć z bliska ile wysiłku, emocji, obmyślania strategii – kosztuje zawodnika każdy taki przejazd. Jak wiele zależy od sprawności i od pomysłu na pokonanie danego odcinka. A na koniec radość, umiarkowane zadowolenie lub rozczarowanie…
Mogłam tam być tylko godzinkę, ale i tak było super! Jak jeszcze będzie okazja to z chęcią wybiorę się na tego typu zawody.