Nie znoszę takiej sytuacji, kiedy mam ciężki tydzień i z niecierpliwością wypatruję weekendu, by mieć czas porwać siebie samą na motocykl – a tu prognoza rujnuje mi wszystkie plany! A miałam zakończyć zimowanie i przywieź motocykl do miasta… Skończyło się prognozą na 3 dni deszczu!
W sobotę postanowiłam chociaż umyć motocykl, wsadzić akumulator i posmarować łańcuch. Odpalanie motocykla bez ręcznego ssania (jak miałam w poprzednich dwóch) to bajka! Zwykle to była loteria, czy ssania za dużo czy za mało, gazu za dużo czy za mało, a na koniec się zalewał… Wprawdzie 4 razy wciskałam starter (bak był wcześniej ściągany), ale jak załapał – to już wszystko śmiga jak marzenie. Jednak nie miałam ochoty na pierwszą jazdę w zimnie i deszczu, więc postanowiłam to odłożyć na inny dzień.
Na szczęście na prognozach pogody to wróżą, niczym z fusów i pogoda była już następnego dnia. Wprawdzie nie za ciepło 7-8 stopni, ale sucho, a co za tym idzie – bezpieczniej, bo widać wszystkie pozimowe zanieczyszczenia na jezdni. Ubrałam się ciepło i już całkiem zapomniałam, ile z tym roboty haha To była pierwsza okazja, by przetestować rękawice Dane z gore-texem oraz mój nowy nabytek – buty Gaerne Rose, też na gore-texie. O ich wyborze zdecydowała głównie atrakcyjna cena, a czy się sprawdzą – to się okaże…
W pierwszej kolejności postanowiłam podjechać na stację dopompować koła, co było dobrym pomysłem, bo nieco im ubyło. Odzwyczaiłam się od jazdy i od prędkości, normalnie jakbym rakietą leciała: „aaaaa aaaaale przyśpieszaaaaaa” haha, no a kurtka po zimie to chyba w szafie się nieco skurczyła, albo ktoś mi podmienił na mniejszą 😉 .
Zatrzymałam się na stacji i nie miałam pomysłu co dalej? Kompletnie nie miałam ochoty czegoś zwiedzać, kogoś odwiedzać, a jedynie jeździć i jeździć. To zrobiłam sobie pętlę przez Dzierżoniów, głównymi i czystymi drogami o przewidywalnych zakrętach – tak na rozgrzewkę. W połowie trasy musiałam zrobić przerwę na kawkę, bo tyłek mi nieco zamarzł, ale gore-texy sprawdziły się świetnie, bo palce rąk i nóg pozostały ciepłe.
Było warto rozpocząć sezon, bo doenergetyzowałam swój wewnętrzny akumulator i podniosłam pewność siebie. Jest coś takiego w motocyklu – co daje motywującego kopa i pomaga z optymizmem popatrzeć we własną przyszłość. Muszę jednak przyznać, że te pierwsze starty sezonów były dla mnie bardziej wyczekiwanym i upragnionym wydarzeniem. Po latach na motocyklu jest w tym nieco więcej przyzwyczajenia, ale jednak nadal sporo frajdy!
Dzisiaj zabrałam już motocykl z Kotliny Kłodzkiej do Wrocławia, by mieć go już pod ręką. Na trasie sporo ciężarówek w obie strony i sam ruch popołudniowy był dość intensywny, więc prawie całą trasę toczyłam się i przebijałam w jakiś kolumnach. Na koniec zaparkowałam motocykl w serwisie u Zachara, gdzie ma przejść wymianę ośki i naprawę mocowania świateł.