29 października: Melduję, że jestem już prawie przyjęta do szpitala (prawie bo czekam na łóżko i ponoć ma być w pokoju, bo na korytarzu też leżą). A jutro mam mieć operację i mam nadzieję, że będzie – a nie prawie 🙂
30 października: Już po wyjęciu śrubek jestem, głodna i słaba, ale jest o niebo lepiej niż za pierwszym razem, bo pociętą ręką mogę ruszać.
31 października: No i wychodzę dzisiaj popołudniu. Wszyscy w szoku, że tak szybko, ale inaczej musiałabym zostać tu, aż do poniedziałku! Szpital mam w sumie niedaleko, to zawsze mogę podejść (ale oby nie było takiej konieczności!). Wyciąganie blachy i drutów nie jest tak inwazyjne jak operacja na złamaniu, czuję się świetnie i nawet nie łykam przeciwbólowych. Motocyklistki taki ból nie rusza 🙂
Teraz znów mam się wziąć za rehabilitację (oczywiście nie ma już nigdzie miejsc na NFZ), a przy braku poprawy mam wrócić na endoprotezę – ale ja takiego scenariusza nie biorę pod uwagę. Musi być lepiej! 🙂
Wieczór: Nie ma to jak w domu! Od razu się czuję zdrowsza ;-). Oszczędzę Wam opowieści o funkcjonowaniu służby zdrowia (bo to na mocne nerwy hehe), ale jedną sytuację z pewnością zapamiętam – jak wjechałam na salę operacyjną, to w radiu puścili Piersi „Bałkanica” (czyli – będzie zabawa, będzie się działo). Aż żałowałam, że mieli mnie zaraz uśpić. Taka impreza mnie ominęła! 😉
p.s. Moje RTG już jest nieaktualne. Nie jestem już wyjątkowym przypadkiem medycznym z wszczepioną do testów nową, tajną bronią Jamesa Bonda hehe
Zapraszam też na motocainę, gdzie pisałam o niepełnosprawnych na motocyklu (w pewnym sensie sama do nich należę) – czytajcie tutaj.
Super, że tym razem wszystko poszło dobrze 🙂
Teraz trochę ćwiczeń i przyszły sezon możesz spędzić na wyboistych i kamienistych dróżkach! Które podobno tak lubisz.
PS. Wiedziałem, że będzie dobrze, bo trzymałem mocno kciuki 😉
Dzięki za kciuki 😉 No właśnie po ostatniej przejażdżce widzę, jakie mam braki w technice pokonywania kamienistych dróżek – muszę to nadrobić 😉