Zagadka – jakie to święta?? Zatankowałam sobie wczoraj, bo 3 dni wolne – to można pośmigać, wstaję rano a tu… śnieg!!! Coś tu się komuś pomieszało 😉
Update: Drugi dzień świąt
Dziś pogoda nieco się poprawiła, świeciło słońce i jednocześnie zamarzały uszy i ręce, łzawiły oczy i atakował katar ;-). Nie przeszkodziło mi to w pośniadaniowej wyprawie na podbój polnych dróg. Tylko te odsłonięte były suche i nadawały się do jazdy po wczorajszym ataku śniegu.
Miałam okazję przypomnieć sobie, dlaczego nie mogę mieć większego motocykla. Otóż badając nową drogę okazało się oczywiście, że jest w pewnym momencie zaorana. Pole to totalne bagno, więc musiałam zawrócić, tyle, że to był zjazd w dół i zostałam tak na hamulcu kierownicą do dołu ;-). Dzięki lekkości Stringa, na kilka razy zawróciłam go „ręcznie”, a co bym zrobiła z cięższą maszyną? Wróciłabym pieszo ;-)! Ewentualnie powinnam poszukać sobie umięśnionego kompana do wyciągania mnie z opresji (byleby zwoje mózgowe też miał umięśnione nieco ;-)).
Jechałam sobie dalej, a tu zza zakrętu wypadł jakiś zabijaka na crossie – przeszedł koło mnie pełną bombą, ale coś z nim było nie tak! Wsłuchałam się w silnik, o rany, toż to jakaś 50-tka czy coś… Normalnie się zdołowałam! Ale ze mnie cienias! 60 na zegarze po polach – to już dla mnie mega prędkość. W zakręty bokiem nie wchodzę, kamienie spod kół nie lecą. Wiocha! Może jakbym zaczęła jeździć mając lat 15, kiedy poczucie strachu ma się głęboko… gdzieś, to by teraz było inaczej… A tak, to zero kamikadze w duszy, nic a nic!
I tak jechałam dalej, aż myśli ucichły i zastąpił je… wewnętrzny uśmiech. Świeci słońce, przede mną cudne drogi i coraz bardziej zielone krajobrazy. I nie ważne, jak jeżdżę, póki mam z tego (a nadal mam) – tak zajebistą satysfakcję!
p.s. raaaaany jak mnie nogi bolą! Obczaiłam o co chodzi z tą jazdą na stojąco po wertepach i skutki już są ;-D
Też najlepszego, pogoda ma jakies dziwne poczucie humoru…