Nie, nie – String jeszcze nie zapadł w sen zimowy. Jeszcze można pojeździć, aczkolwiek w godzinach 11-16, bo potem to już są tylko dreszcze… Nie z emocji, a z zimna! 😉
Pośmigałam w weekend po asfaltach i trochę wróciłam na szutrowe dróżki. Zapomniałam już, jak bacznie trzeba w terenie pilnować kierownicy ;-).
Przyroda znów mnie atakowała – nie wiem, o co chodzi z tymi zwierzakami? Ja je lubię przecież, a one jakieś, takie niewdzięczne bywają! 😉 Najbardziej podnoszący ciśnienie incydent, miał miejsce w mojej miejscowości. Jadę sobie, te 50 km/godz, a tu pies wypada mi z lewej strony i ma zamiar zaatakować moją nogę. Tyle, że znacznie przesadził z oceną odległości i przeleciał z prędkością błyskawicy przed moim przednim kołem!
To były sekundy, nie zdążyłam nawet powiedzieć w myślach magicznej mantry człowieka zaskoczonego: „O, ku….!”, ani wcisnąć hamulca… Nie miałam na szczęście okazji dowiedzieć się, co robi motocykl napotykając przeszkodę w postaci pół metrowej wysokości psa, bo trzasnęłam go… w ogon! Od katastrofy dzieliły mnie centymetry.
Odjechałam równie zaskoczona i zdenerwowana, jak ten pies, co się zorientował, że obszczekanie mnie – trochę mu nie wyszło!
Teraz jak widzę zwierzaka z boku drogi – to go już z daleka hipnotyzuje wzrokiem, zwalniam i obserwuje, czy ma na mnie zlewkę, czy ma zamiar się ze mną pobawić. No ale taki kotek mi się jeszcze trafił (niby swoimi drogami to chodzi), niby się skulił – więc myślę – nawieje do rowu. No a on, niezbyt zdecydowany był, czy to będzie ten rów po prawej, czy lewej stronie drogi. Raaaaany!
A o sarenkach już pisałam? One też są ciekawe… pasą się niby na łące, słyszą motocykl – to przecież nie nawieją dalej od źródła dźwięku, tylko przelecą tuż przed nim. I to w ilości 4 sztuk!
Jak widać, nawet na odludziach – trzeba mieć oczy dookoła głowy! 😉