Tym razem, po rozgrzewce wróciłam do doskonalenia slalomu, żeby wychodził mi płynniej i bez przewracania słupków ;-).
Na kolejną godzinę dostałam pasażera na gapę – czyli słupek na siedzenie pasażera. Miałam go nie zgubić po drodze, więc kazałam mu się mocno trzymać i jaaaazda!
Pracowałam nad tym napięciem rąk i zwykle wyglądało to tak, że na prostej wzdłuż slalomu przenosiłam ciężar ciała na swoje „cztery litery” i nogi, potem robiłam slalom. A na koniec okazywało się… że znów mam napiętą górę! Ech…
Po mnie, swoje pierwsze zajęcia miał kolega z kursu. Pogadaliśmy o motocyklu, ruszył i pojechał. Gdzie? Na ósemkę! No to szczęka mi opadła… On to pewnie zda, a ja??
P.S. Instruktor mnie pocieszył, że tacy kursanci to rzadkość.
Tacy kursanci pewnie potrafią świetnie jeździć na moto bez prawka po prostu 😉