W ubiegłą sobotę był czas na jazdę motocyklami, więc szukaliśmy ku temu celu czy okazji. Okazało się, że całkiem niedaleko – w Żmigrodzie jest motocyklowe rozpoczęcie sezonu. Niewiele było informacji o przebiegu tej imprezy, więc potraktowaliśmy ją jako wstęp do dalszej jazdy. Wyjechaliśmy na 3 motocykle, a na miejscu dołączyły jeszcze 2. Impreza zgromadziła nieco motocyklistów, organizator zapewnił darmowego grilla i konkursy z nagrodami.
Całość zakończyć się miała na paradzie, jednak my na nią nie wyjechaliśmy, bo Emil utknął na stacji benzynowej i ekipa nam odjechała. Postanowiliśmy ruszyć w dalszą trasę, którą wstępnie nakreślił Tomek. Znalazł w necie trasę „5 mostów”, która jednak dedykowana była rowerzystom, więc stan nawierzchni dróg był wielką zagadką.
Kilkanaście kilometrów po starcie okazało się, że trasa obfituje w przejazdy drogami z kamiennej kostki i to nie tej drobnej, tylko konkretnej, co wytelepie po całości. Postanowiliśmy wrócić drogą S5 i wystartować od nowa, ale w stronę Milicza. Jazda eSką to dla mnie „mordownia” – przypomniałam sobie jak bardzo nie lubię jeździć motocyklem ekspresówkami i autostradami. To zabija we mnie całą przyjemność z jazdy, szybko, głośno, prosto, nudno i głowę chce urwać. Potem było już tylko lepiej – fajne, kręte drogi przez odludne momentami tereny, wśród jezior i bagien.
Celem był Milicz – ruiny Zamku Książąt Oleśnickich i zaraz obok Pałac Maltzanów z pięknym parkiem. W pałacu obecnie jest Zespół Szkół Leśnych, a dzięki wskazówkom miejscowych, na jego teren mogliśmy wejść bocznym wejściem.
Była kiełbaska, to jeszcze przydałby się jakiś deser, więc kolejny przystanek był w rynku z przerwą na kawę i ciacho.
Udaliśmy się potem na taką małą brukowaną drogę pomiędzy jeziorami, na której byliśmy jakiś czas temu i był tam wtedy całkowity zakaz wjazdu. Teraz z jednej strony droga jest otwarta całkiem, a z drugiej mogą tam wjeżdżać motocykle. Super wrażenia!
Po drodze zahaczyliśmy jeszcze wieżę widokową nad stawem Grabownica. Nie obyło się bez małego błąkania po okolicy, ale na koniec udało się praktycznie pod nią podjechać.
Po powrocie na miejsce, gdzie zaparkowaliśmy motocykle – czekała mnie przykra niespodzianka! Zawsze wożę ze sobą podkładkę pod stopkę motocykla i podkładam ją, gry teren jest nieco grząski. Nie spodziewałam się jednak, że taka podkładka może najzwyczajniej pęknąć, czego skutkiem jest wywrotka motocykla! Strasznie się zdenerwowałam! Klamki na szczęście całe, oberwał kufer – uszkodziła się zasuwka, a z jednej lagi wyciekło nieco oleju. Dało się dalej jechać, ale „wkurw” na podkładkę sygnowaną marką Louis pozostał… Zamek jest w zakładzie, który spróbuje tworzywo pospawać, a na wymianę oleju i uszczelniaczy muszę uzbierać kasę.
W drodze powrotnej jechało się dość ciężko, bo słońce było nisko i momentami nic nie było widać. A na zwieńczenie wycieczki zaliczyliśmy jeszcze jedne „kocie łby”. Tu kilka ujęć z kamery Tomka:
Dziękuję ekipie za super dzień i wycieczkę!