Do podróżowania trzeba odwagi

Wczoraj uczestniczyłam w „spotkaniu z górami”, a gościem był Mieczysław „Hajer” Bieniek. Może jego podróżowanie (pieszo, stopem, rowerem) nie jest motocyklowe, ale chciałabym o nim opowiedzieć, bo w pewnym sensie stał się moją inspiracją.

Stanął przed nami Ślązak w wieku mojego taty. Z pozoru zwyczajny człowiek, którego życie zmieniło się w przygodę – po górniczym wypadku. Gdy znalazł się w szpitalu okazało się, że nie może już pracować w zawodzie, bo uszkodzenia słuchu i wzroku już mu na to nie pozwolą.
Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. W tej całej desperacji kupił bilet do Indii, a żonie powiedział, że idzie w góry przemyśleć sprawy. Od tamtej pory zdobył wiele gór i podbił wiele krajów. Jak brakowało mu kasy, to liczył na życzliwość innych i dorabiał min. przy budowie krematorium, łowieniu ryb czy dojeniu krów. Poznał wiele kultur, a jego otwartość i wesołe usposobienie gwarantowało mu przychylność tubylców.

Zrobił na mnie wrażenie. Nie był młody, stał się osobą niepełnosprawną, miał rodzinę i się odważył! Sama wiem po sobie i słuchając innych – jak potrafimy być mistrzami w wymyślaniu sobie przeszkód i szukaniu wytłumaczeń, dlaczego nie żyjemy tak, jakbyśmy chcieli.
On też słucha wiele takich wytłumaczeń (np. o braku kasy) i odpowiada wtedy: „jak masz 2,50 zł to nie siedź przed telewizorem, tylko kup bilet do Sosnowca i zobacz jakieś ciekawe miejsce”. Bo to małe kroki i małe decyzje wyrywają z marazmu i szarości dnia codziennego. A być może kiedyś zrobi się krok większy? Sam bohater tej opowieści zaczynał z 240 dolarami w kieszeni, a podróżował latami. Nie wolno skreślać marzeń!

Wracając z tego spotkania, sama zaczęłam się zastanawiać nad własnym podejściem do życiowych wyzwań – jak często rezygnuję, bo boję się wysokiej poprzeczki. Jak mało brakowało, bym nie zrobiła tego prawa jazdy kat. A i nie miała żadnego motocykla. O ile uboższe byłoby wtedy moje życie? I o ile jest ono uboższe teraz, bo brakuje mi odwagi…

Kiełkuje mi myśl o małym kroku – motocyklowej podróży podczas letniego urlopu. Nie wiem na ile ją będę podlewać i czy urośnie ;-). Nie wiem czy będzie mnie stać i nie wiem, czy mogę liczyć na czyjeś towarzystwo, i jak wytrzymam wiele kilometrów na tej, niewygodnej kanapie Stringa. Ale marzę i dążyć będę tą drogą…

P.s. Rana pooperacyjna ślicznie się goi i od poniedziałku zaczynam rehabilitację (nie myślcie, że tak szybko się udało – załatwiałam ją od września hehe).