Międzynarodowy Dzień Motocyklistki 2022

W tym roku Międzynarodowy Dzień Motocyklistki był 7 maja, oczywiście w sobotę. Do jego organizacji zmotywowałam się „na ostatnią chwilę”, jak zobaczyłam, że w okolicy nic ciekawego nie ma. Zainspirował mnie zamek, który wyskoczył mi gdzieś na Facebook’u i okazało się, że jest położony pod Głogowem. Kolejnego dnia zadzwoniłam do Zamku Czerna i porozmawiałam o możliwości odwiedzenia go grupą. Sympatyczna właścicielka od razu się zgodziła, ale pod warunkiem, że to będą godziny poranne (później mieli tam urodziny i komunie).

Problematyczne okazało się zebranie kobiecej grupy, bo niby mam sporo koleżanek-motocyklistek, ale tak w ostatniej chwili i w okresie komunijnym, większość z nich miała inne plany na sobotę. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że zrobimy grupę mieszaną damsko-męską i o 8.30 rano wysuszyliśmy ze Środy Śl. Trasa przebiegła spokojnie, duże znaczenie ma tu połączenie intercomem – ja prowadziłam, a Emil monitorował tyły i gdy tylko się coś działo, to mi meldował, żeby zwolnić lub się zatrzymać.

Na miejscu dołączyły do nas jeszcze dwie, miejscowe motocyklistki. Powitała nas prof. Krystyna Iwanicka, która kilkanaście lat temu nabyła zamek w drodze licytacji, a następnie włożyła w niego (i nadal wkłada) dużo pracy, serca i pieniędzy. Duże wrażenie robi wiedza i dociekliwość p. Krystyny w temacie tego obiektu oraz odbudowanie go w taki sposób, by zachować ten historyczny klimat.

O dawnej świetności świadczy piękny portal wejściowy, niezwykłe piece kaflowe i artystyczne sklepienia. O tym, że p. Krystyna świetnie zarządza tym miejscem świadczy cała reszta wystroju i mnóstwo zgromadzonych tam, ciekawych i pasujących do siebie rzeczy. To miejsce ma niesamowity klimat, a opowieści właścicielki są bardzo interesujące.

Po zwiedzaniu zamówiliśmy poczęstunek. Napiliśmy się kawy z porcelanowych filiżanek i zjedliśmy pyszny serniczek. A do tego mała sesja, bo w końcu to nasze święto!

Potem się rozdzieliliśmy i w kilka motocykli wyskoczyliśmy na Marinę w Głogowie, gdzie dojechała jeszcze jedna motocyklistka – Kamila. Sympatycznie sobie pogadaliśmy i zjedliśmy pizzę, przygotowaną przez włoskiego kucharza. Kamila wykierowała nas z miasta w kierunku domu, choć nie obyło się bez małych perypetii, jak utknęliśmy na rondzie w korku (bo przed nami spotkała się ciężarówka z autobusem). Podsumowując – dzień był bardzo udany, atrakcje miały być tylko rano, a tak jakoś do domu dojechałam wieczorem…