W sobotę po pracy postanowiłam z Emilem zobaczyć amerykańskie pojazdy na American Cars Manii w Miliczu. Upał był nieznośny! Niestety, żeby wyjechać do Milicza musieliśmy najpierw przebrnąć przez cały Wrocław. Może nie było dużego ruchu, ale nawet krótkie stanie na światłach w ciemnych ciuchach, gorącym słońcu z góry i jeszcze większym gorącu uderzającym z asfaltu – było wykańczające. Po wyjechaniu na trasę byłam już zupełnie od tego upału wypompowana. Dobrze, że się trzymałam motocykla, bo chyba bym spadła 🙂 . Prowadził Emil, więc po prostu kopiowałam, co robi on, bo mój mózg już był zagotowany. Nie znoszę upałów!
American Cars Mania odbywała się na wielkiej polanie bez odrobiny cienia, więc nie było szansy na ulgę. Ubrałam czapkę z daszkiem, ale już po godzinie strasznie zaczęła mnie boleć głowa. Udawało mi się nieco odwrócić uwagę od bólu, bo zgromadzone samochody były po prostu piękne! Moja pierwsza fascynacja motoryzacją w wieku 10-12 lat opierała się na kulcie Corvette, a tu mogłam zobaczyć każdą jej ewolucję. Potem mi to przeszło – podobały mi się jedynie rajdówki i inne auta stworzone do sportu, a tuning wizualny zaczęłam postrzegać jako szpanerstwo i zbędną próżność. Teraz wypośrodkowałam swoje poglądy i uznaję, że to też pasja 🙂 .
Popatrzcie na te cudeńka:
Kawa z lodem i lody (co niby miały być włoskie) na chwilę mnie ochłodziły, ale w mapach google zaczęłam szukać jakiegoś bajorka i na szczęście było tuż obok. Ochłodziliśmy się dosyć skutecznie w cieniu nad wodą i w końcu dało się żyć, a mój mózg zaczął od nowa kontaktować. Choć głowa nadal mnie bolała i uświadomiłam sobie, że to raczej z głodu, bo w te upały kompletnie zapomniałam o jedzeniu. Po upolowaniu kolacji na ryneczku, postanowiliśmy jeszcze pojechać na tajemniczą drogę rozdzielającą stawy milickie. Niestety na miejscu okazało się, że ta droga jest otwarta jedynie dla ruchu rowerowo-pieszego.
Wróciliśmy bardziej krętą drogą przez Żmigród, choć o gorszym asfalcie. Ale frajda z jazdy motocyklem wreszcie była, bo i temperatury stały się całkiem przyjemne.
Oj ten Milicz. Ciągnie mnie jak widzę takie cudeńka:) Jak zrobię mojego opla z 1938 to może przyjadę w przyszłym roku? Chętnie poczytam Twojego bloga :)Motocykle to nie moja bajka, dlatego traktuję to jak zjawisko:) Najważniejsza pasja !
Dokładnie! Każda pasja jest ważna i potrzebna 🙂 Ja odkąd poznałam dwa koła, to cztery praktycznie porzuciłam. Ale uwielbiam wszelkie motoryzacyjne eventy.