Chwilę nie dawałam znaku życia, ale to przez to, że nie działo się nic wartego wzmianki. Ostatni weekend był motocyklowy, ale jedynie w celu przemieszczania się z punktu A do punktu B. I odkryłam, że przy dużym zmęczeniu pomaga mi śpiewanie w kasku piosenki: „Tę pszczółkę, którą tu widzicie, zowią Mają. Wszyscy Maję znają i kochają….” hehe . Obawiam się, że to już „głupawka” lekka była, ale do domu jakoś dojechałam 🙂 . Razem z nową pracą skończyły się czasy, kiedy mam jakiś czas dla siebie, a o pisaniu nie wspomnę… Może po sezonie sytuacja się nieco poprawi.
Ale już o tym nie myślę, bo mam tydzień urlopu i na 5 motocykli ruszamy w Bieszczady do „Myczkowianki”, gdzie zapraszał nas motocyklowy kolega. Pakowanie oczywiście było dramatyczne, bo dużo rzeczy chcę zabrać, ale śpimy pod dachem – to już nieco mniej klamotów do pakowania. Dzisiaj pokonamy trasę do Oświęcimia, a jutro nieco wiecęj kilometrów zostanie. Trzymajcie kciuki za powodzenie wyprawy i zapraszam na fejsa, gdzie coś z trasy będę pisać:
www.facebook.com/pamietnikmotocyklistki
p.s. A w czwartek poznałam swojego polskiego fana z Londynu, och ta sława 🙂 Pozdrowienia dla Marcina.
Fajny wypad. Piękne widoki i motocykle, czego chcieć więcej? 🙂
Super wyprawa, oby tylko pogoda dopisała 🙂