Okołorajdowo

Mam swój nowy rekord – 135 kilometrów jednego dnia. Ręka wreszcie doszła do siebie po ostatniej traumie z nowym rehabilitantem, a i nauczyłam się ją rozluźniać lekko kręcąc barkiem w czasie jazdy. Na cel przejażdżki poszedł Rajd Świdnicki, biuro rajdu i odcinki. Pogoda dopisywała i z każdym kilometrem czułam się coraz pewniej, zupełnie zapominając o tym, że coś mi dolega. Uwielbiam to uczucie jedności z maszyną, jej dźwięk, ten spokój i samozadowolenie, jakie osiąga wtedy mój umysł.

IMG_20150314_150259Pod odcinkiem spotkałam sympatycznych policjantów z motocyklami, wałbrzyskiej drogówki. Panowie byli bardzo otwarci na motocyklistów, sami zagadywali i żartowali. Jeden motocyklista był na R6, to nawet się do niej przymierzali. Policjant spytał go, jak się jeździ, a właściciel odpowiedział: „bardzo fajnie”. Ja stwierdziłam, że jedyna, dyplomatyczna odpowiedź w takiej sytuacji brzmi: „przepisowo” 🙂 .

Już kiedyś z koleżanką na wyścigu górskim rozmawiałyśmy z tamtejszymi policjantami i wrażenie zrobili równie pozytywne. Jeżdżą też doskonale, widziałam, jak jeden zawraca wielkim BMW – to i na motogymkhane by się nadawał. Czasem mam wrażenie, że środowisko motocyklowe sztucznie podkręca niechęć do policjantów, albo sami swoim negatywnym nastawieniem do nich, prowokują taki sam odzew.

Obok mnie stał Fazer i jakiś starszy pan – myślałam, że po prostu ogląda maszynę, ale coś wyciągał z sakwy, i dotarło do mnie, że to motocyklista. Nijak nie pasował mi ten motocykl do takiego, starszego pana, więc moja świadomość z góry skreśliła taką ewentualność. Porozmawiałam z nim i okazał się bardzo fajnym człowiekiem, który tak bardzo chciał ten motocykl, że nawet jego wysokość i to, że podpiera się na nim jedynie palcami – mu w zakupie nie przeszkadzało. Podpowiedziałam mu, że ma bardzo grubą kanapę i można zamówić sobie trochę niższą, co załatwi problem.

Oczywiście nie obeszło się bez sytuacji zabawnych – jechało za mną, wypasione, czarne BMW. Zaczęło wyprzedzanie, zniknęło mi z lusterka i czekam – nie ma go! Zdziwiona obracam głowę w lewo, a samochód jedzie sobie równo ze mną, a w środku dwóch wesołych panów, śle mi pozdrowienia. Jechaliśmy tak dłuższą chwilę, bo panowie czuli potrzebę napatrzenia się na babę na motocyklu 😉 . A raz też pomachałam wpatrzonemu we mnie dziecku, a odmachał mi… tatuś. Na małych wioskach jestem nadal „sensacją” hehe.

Z mniej zabawnych – w czasie jazdy do oka wpadła mi muszka, strasznie niekomfortowa sytuacja. Na szczęście jechałam przez miejscowość i po omacku prawie (bo na jedno oko i drugie zapłakane) zatrzymałam się na poboczu. Oko piekło cholernie i wyszły mu wszystkie żyłki, dłuższą chwilę zajęło mi opanowanie sytuacji. Nie chciałabym przeżyć czegoś takiego przy większej prędkości czy w zakręcie…

p.s. mapnik się sprawdził, jeżeli chodzi o korzystanie z mapy. Do nawigacji się niestety nie nadaje – w pełnym słońcu kompletnie nic nie widać, a telefon mało się nie ugotował w tym worku! Pewnie z każdym, innym pokrowcem będzie podobnie. Muszę wymyślić coś innego, bo jazda z nawigacją jest bardzo wygodna.