W komentarzach doszliśmy do wniosku, że najlepszą porą do jeżdżenia motocyklem w czasie upałów są poranki. No wszystko pięknie, ładnie – ale ciekawe kto mnie zmusi w weekend do wczesnego wstawania? Nie ma takiej opcji! A jakby ktoś spróbował, to zostałby znokautowany, niczym budzik (w tygodniu do pracy budzi mnie komórka – bo ją żal nokautować ;-)).
Pozostało mi więc przeczekać porę największego żaru z nieba i jeździć dopiero po 17-stej. Temperatura jeszcze mocno upierdliwa była, ale w tekstylnej kurtce i w moim super przewiewnym kasku – dało się żyć. Najsłabszym ogniwem były buty. Bo kto o zdrowych zmysłach w środku lata ubiera kozaki? 😉
Mało brakowało, a miałabym spotkanie z… kombajnem. Niezbyt rozgarnięty pan prowadził to ustrojstwo środkiem pasa na zakręcie 90 stopni. Widoczność zerowa, bo na rogu stał budynek. Spotkaliśmy się na środku zakrętu, a miejsca zostawił mi na styk – na mój malusi motocykl. Dobrze, że mnie coś tknęło przed zakrętem, żeby mocniej zwolnić, bo z większym wychyleniem to słabo by to wyglądało… Z samochodem to by się spotkał, albo wymusił pikowanie do rowu.
No ale to nie koniec wygłupów za kierownicą. Dziś jechałam za dwoma paniami w terenówce, które nagle zahamowały. Zdążyłam zareagować, no ale one to zrobiły tylko po to, by jechać 15 km/h i jednocześnie szukać czegoś po całym samochodzie. Poczekałam do zakrętu, a za nim miałam wyprzedzać. Ale w tym momencie pani przejęta szukaniem nie zauważyła, że już jest na pasie przeciwnym (całe szczęście, ze nie byłam w trakcie wyprzedzania). Potem jechało coś z przeciwka i tak się bujałam za nimi kawałek, aż łaskawie stanęły na poboczu! I to wcale nie blondynki były ;-).
Z zabawnych sytuacji to wyprzedził mnie samochód, po czym przez okno pasażera, do samego pasa wychylił się chłopak – tylko po to, żeby się przekonać, że to kobieta kieruje ;-).
Jak już będzie jakoś normalniej temperaturowo, to wymyślę sobie jakąś dłuższą trasę, żeby zobaczyć, jak ramię zareaguje. Teraz czasami mi dłoń drętwieje, ale jakoś tak bez większej przyczyny, pomaga spuszczenie ręki na chwilę na dół.
p.s. a i jeszcze udało mi się przetestować w praktyce „sposób na psa” ze Strategii Ulicznych. Zobaczyłam psa przy drodze, żywo zainteresowanego moją osobą. Więc zgodnie z przeczytaną książką lekko zwolniłam, dając mu nadzieję, że łatwa ze mnie ofiara. Gdy on grzał już tylne łapy w polu startowym, to odkręciłam sobie gaz i rozczarowanego psa już nie zdążyłam zobaczyć. Spodobało mi się to robienie psa (że tak powiem zoologicznie) w… konia ;-).
Cześć. Ja oczywiście w pracy przed kompem, przy kawie i oczywiście po 80 km 🙂
Mój sposób na psa to, oczywiście gdy jest na drodze, taktyka: „Najlepszą obroną jest atak” – zawsze uciekają 🙂 Dziś na mojej trasie napotkałem dosyć uciążliwą kilku kilometrową przeszkodę – nie, nie pielgrzymkę, oczywiście korek ale taki długaaaśny. I znów kierowcy samochodów pokazali że nie jesteśmy już takim średniowiecznym krajem i niemalże wszyscy (żeby nie było zbyt cukierkowato) mnie przepuszczali i zamiast 30 min po 7 byłem już poza zasięgiem tego ulicznego potwora. No ale w tym tygodniu to nie polatam za wiele. Ruch w branży zmusza mnie do przesiadywania po 12h w biurze. Urlop – zapomnij… od czerwca nie mogę nic wydusić, z jednej strony już tęsknię za zimą bo mniej pracy z drugiej strony to w zimę będę tęsknił za motocyklem. Ale za to dziś obiecuję sobie po pracy jechać pograć troszkę w tenisa, potem książka i spać tak o 23. W końcu trzeba weekend odespać…
No u mnie odwrotnie – w lecie jest spokojnie, a zaczyna się młyn wrzesień-październik. Dla mnie to akurat dobrze, bo po roku przerwy stres z powodu powrotu do pracy da się przeżyć 😉 Ciekawe, co Ci wyjdzie z tych planów. Bo ja w taki upał to motywacji do aktywnych czynności popołudniu nie mam wcale… Ale powodzenia! 😉
Dzięki wielkie 😛 , tak skutecznie zasiałaś we mnie ziarnko zwątpienia że obrodziło to dwoma dniami lenistwa. No ale cóż, pogoda nie zachęca do wysiłku fizycznego a po pracy mam chyba prawo odpocząć 🙂 Dzisiaj w planach porządki. Muszę ogarnąć mieszkanie, są duże szanse na powodzenie całej akcji bo książka mi się skończyła a nie mam następnej więc się nie zaczytam. Dziś półmetek tygodnia a ja jestem rozdarty pomiędzy wyjazdem do przyjaciół w Bieszczady na weekend czy spędzeniem go leniwie na wsi. Jak zwykle fundusze zdecydują raczej na wieś niż 660 km w góry – ku memu żalu oczywiście. Ale co tam, żeby nie marudzić to może w okolicy będzie jakiś zlocik albo coś… myśl pozytywnie, myśl pozytywnie, myśl pozytywnie…
Oj, jak to dobrze, że jest na kogo zwalić? ;-D A w to sprzątanie to tez nie wierzę 😉 Faceci jakoś inaczej rozumieją to słowo hehe Ja tam nie jestem maniakiem sprzątania, ale zwykle staram się pilnować na bieżąco, żeby bajzel nie powstał. A w weekend będą już ponoć normalniejsze temperatury – w sumie to w góry dobre, no ale na wsi też można się pobyczyć (jak i ja zrobię)!
Ha!!! Udało się – mieszkanko ogarnięte. A Ty we mnie nie wierzyłaś. Nie ładnie. Ale nie miałem już siły robić kolacji więc pojechałem się stołować w Ikei. Tanio i smacznie…
Mam nadzieję, że nie mówisz o hot-dogach za złotówkę? hehe Pozostaje mi tylko pogratulować wytrwałości w postanowieniu mimo upału do wieczora 😉
Nie, na kolację podano zupę cebulową oraz specjalność szefa kuchni czyli „kotobulary” z ziemniaczkami i konfiturą chyba borówkową czy coś tam. To znacznie poprawiło mój humor…