No dobra, napiszę, co tam u mnie słychać… Dostałam ze szpitala pozwolenie na powrót do pracy. Wyobrażacie sobie taki powrót po roku przerwy? Bo ja nie ;-).
Powrót do porannego wstawania, powrót do wyciętych 8 godzin z życia dziennie i wiecznego braku czasu. Do wgapiania się w monitor, wsłuchiwania w telefon i tego napięcia, jak się człowiek nie wyrabia.
Brakowało mi trochę ludzi z pracy, no ale trochę się w tej kwestii pozmieniało, więc nie będzie jak dawniej… No i z pewnością brakowało mi 30% pensji! Także tłumaczę sobie, że najważniejsze, że praca na mnie czeka i że pensja będzie cała.
Lekarz był świetny, powiedział, że jak ręka się nie rusza w stawie – to już się nie będzie ruszać. Ot takie złamanie i takie skutki. To spytałam, czy nie mogą przy okazji wyciągania drutów (jakoś za rok), ponacinać zrosty i się będzie ruszać? No to usłyszałam, że mogą, ale to nic nie da. Chyba muszę się zgłosić raczej do „OBI tak to robi” – bo on wszystko ponoć potrafi naprawić!
Felgi nadal nie mam, bo ponoć ciężko jest znaleźć taką do supermoto w przyzwoitej cenie. Czekam, więc cierpliwie…
Ale za to mam implanta w szczęce i opuchliznę na pół twarzy. Teraz to i bez motocykla ludzie mi się przyglądają – a przecież siniaka nie mam, więc mnie nikt nie bije ;-). Krojenie było bezbolesne, ale się okazało, że stan zapalny ś.p. zęba „zjadł” trochę kości i musieli mi montować jakiś materiał kościotwórczy. Zabieg trwał 2 godziny i wcale strasznie nie bolało, jak znieczulenie puściło (albo po 10 śrubkach w ręce jestem już na taki mały ból uodporniona). Nawet wróciłam jakoś motocyklem z tej operacji.
Za to teraz jest masakra z opuchlizną, oko ledwo rano się otwiera, potem trochę obrzęk się zmniejsza. W czwartek do pracy – to może już będę wyglądać jak człowiek ;-).
Motocyklem śmigam koło domu i wielokrotnie przekonuje się o tym, że jestem niezłą sensacją w małych miejscowościach. Ludzie mało z rowerów nie spadają, szczęka im opada i generalnie są zdziwieni. Szczególnie panowie i mali chłopcy. A tu trzeba się przyzwyczajać, że motocykl prowadzi się tak samo męską, jak i żeńską ręką ;-). I nie ma w tym nic dziwnego, ani zdrożnego.
No pięknie, pięknie… Same straszne rzeczy czytam z samego rana, najpierw powrót do pracy potem problem z ręką, DENTYSTA!… ech życie Cię nie oszczędza 😉 Na prawdę posiadasz jakiś dar zarażania optymizmem – pozazdrościć. Ja raczej przeciwnie, po takich dawkach emocji pewnie jechał bym już na jakimś antydepresancie. Ala za Ciebie trzymam kciuki 🙂
Bo Ty zapominasz, że dwa minusy dają jakiś plus 😉 Dziś już medycyna pracy przywaliła pieczątkę i odwrotu od pracy nie ma. Ale pani neurolog powiedziała mi tak: „nooo takie złamanie i funkcje chwytne ręki są – miała pani szczęście. Ważne, że głowa cała i wszystko działa”. Także w każdym nieszczęściu można mieć to szczęście hehe