Zanim rano otworzyłam oczy, wyostrzyłam słuch i od razu ciśnienie mi podskoczyło na tyle, że kawę mogłam sobie darować. To ja tu z takim namaszczeniem czekam na weekend, po takim wściekle gorącym tygodniu (że człowiek wyjdzie z domu i już jest zmęczony!), a za oknem co?? Sobota i p….. deszcz! A miałam pojeździć sobie… śniadanko, kawusia i motocykl.
No nic, zajęłam się innymi sprawami. A pogoda sprawiła mi kolejną niespodziankę – tym razem pozytywną, bo się rozpogodziło pod wieczór. Wyjęłam Stringa i heja! Byłoby pięknie, ale… czasem jest taki dzień, że nie czujesz motocykla. Nie ma tej jedności z maszyną, koncentracja jakaś zaburzona, zakręty wychodzą koślawo i jeszcze po głowie chodzi jakiś głupi kawałek piosenki, że „jutra nie będzie” (jak nie będzie? Ja już mam limit wypadków na ten rok wyczerpany!).
Macie tak czasem, że jazda jakoś nie idzie, nie jest satysfakcjonująca?? A im bardziej się staracie, tym gorzej? Faceci-motocykliści też mają słabe dni??
Na szczęście została jeszcze niedziela i ona była jakaś inna. Poukładana, od rana motocyklowa i bardzo satysfakcjonująca. String jechał jak zaczarowany, zakręty wprost płynęły – uśmiech w duszy od ucha do ucha! To był dzień jedności człowieka z maszyną i tylko takie chcę mieć dni!
Nie wiem jak inni, ale ja mam. I czasami aż się dziwię że docieram do domu w jednym kawałku, a nie jestem kierowcą ścigacza, czasem jak mam za dużo na głowie (pomijam fryz bom łysy 🙂 to tak mi nie idzie, że lepiej zawrócić do domu.
No to dobrze wiedzieć, że nie tylko ze mną tak źle 😉 I, że to nie typowo babska przypadłość. Czasem to faktycznie natłok myśli i stres, ale czasem nic ważnego nie chodzi po głowie, a jakiś taki chaos się tworzy, co nie pozwala cieszyć się jazdą…
p.s. i nie ściągaj przy mnie kasku bo ja słabość do łysych mam 😉
Spoko, nie wybieram się raczej prędko w okolice Wrocławia ale jeśli kiedyś mnie tam przywieje to dam się zaprosić na kawę 😉
(będę przez rurkę pić i kasku nie zdejmę).
Jeśli jeszcze mogę Cię o coś poprosić to częściej doglądaj bloga bo to taki mój rytuał w pracy, rano kawka, Twój blog, praca a wieczorem Żubr 🙂
No jestem w szoku, że mój blog może należeć do czyjegoś rytuału 😉 Ja to się dziwie, że w ogóle ktoś to czyta (może to tylko spamerzy ;-)).
Kawę normalnie postawię za takie poświecenie i dlatego, że chcę zobaczyć jak ją wypijesz w kasku heheheh Także melduj, jak będziesz w moje strony jechał.
p.s. słabość do łysych nie jest groźna – po prostu częściej się oglądam za łysymi, niż za innym umaszczeniem 😉
A co do częstszego pisania, to pisze jak jeżdżę – a niestety nie mam możliwości zdrowotnych, żeby teraz jeździć dużo i często…
No, właśnie miałem zapytać jak rehabilitacja – zdrowiejesz? Na prawdę takiego pecha mieć to trzeba być szczęściarzem 🙂 Musiał to być strasznie narowisty skuter – bestia.
Skuter – samo zło! Kto opatentował ten zabójczy sprzęt!? 😉 Obawiam się, że nie ma drugiego takiego przypadku jak ja, we wszechświecie 😉 10 śrubek po leciutkim „bam” przy 20 km/h… Za co??? Ja zawsze taka grzeczna!
Co do rehabilitacji to jest źle, ale znośnie. Tzn. ręka zakres poprawiła do ok 90 stopni (i to ta dobra wiadomość), ale ruch ten nie jest w stawie, ale z łapatki (normalnemu człowiekowi łopatka podnosi ramię od 90 stopni w górę, a u mnie ok 0-90 stopni). Co dalej będzie to nie wiem, bo nie będzie mnie stać na codzienną rehabilitację, to będę ćwiczyć w domu plus czasem z rehabilitantem.
Chmm… to faktycznie nie za dobrze. Ale Trzymam Kciuki i wierzę że będzie dobrze. Takie są nasze realia tzn. służby zdrowia, w każdym bądź razie musisz ćwiczyć i ćwiczyć tylko żeby Ci się śrubki nie porozkręcały 😉 no i może Ci się trafi łysy rehabilitant.
Hmmm łysy i żeby motocyklem jeździł i rajdy lubił i żebym go sobie mogła zabierać do domu 😉 Oj, jak ja bym szybko wyzdrowiała! hehhehee