No niestety już się skończyły spektakularne efekty… O każdy centymetr ręki w górę – muszę walczyć. Rehabilitant wysłał mnie po białko dla mięśni, więc odwiedziłam sklep „dla pakerów”. Pan sprzedawca był wyrozumiały dla blondynki i powiedział, że jak ćwiczę mało intensywnie to nie ma zagrożenia „przypakowania” się tylko z jednej strony ;-). A proteinki bardzo dobre są, jak rozpuszczone lody truskawkowe!
I jak sobie chodzę na te ćwiczenia, to poznaję trochę ludzi, a ich podejście do choroby czy kontuzji jest bardzo różnorodne… Czasem człowiek „prawie zdrowy” jest totalnie załamany swoim stopniem niesprawności, a ten, co ma zupełnie przechlapane – jest pełen optymizmu. Jeden przyjmuje los z pokorą, inny się na niego i siebie wścieka. Jeden wie, że wypadek to wypadek, a inny nie może sobie tej sytuacji darować…
Co zyskujemy obwiniając się, załamując, wkurzając na los?
Bo tracimy bardzo wiele. Tracimy każdy dzień, który spędzimy w takim stanie…
Dasz radę! Ty się lepiej przykładaj bo w marcu się sezon zaczyna!