Napisał do mnie kolega „żubr” i zaproponował, bym się zastanowiła nad Yamahą YBR na pierwszy motocykl. Jakoś wcześniej nie rzuciła mi się w oczy, ale ma wiele zalet:
– mało kosztuje (świeże roczniki)
– bardzo, bardzo mało pali
– jest niezajeżdżalna (ponoć) i łatwa do naprawy
– wjedzie wszędzie prócz: „na księżyc i ocean atlantycki” 😉
– jest wygodna na dłuższych trasach
– jest „niekradalna” (ponoć przetestowane w centrum miasta z kluczykami w stacyjce!)
– nie jest przerażająca dla początkującego
No minusem jest 10 KM, ale w sumie czy na początek potrzebuje więcej? W długie podróże po świecie dają radę nim jechać, a co dopiero po bułki do sklepu? 🙂
A największym dowodem na wartościowość tego modelu jest to, że „żubr” wcale mi go nie chce sprzedać. Wprost przeciwnie, ma mocniejszy motocykl, a ciągle wraca do YBR ;-).
Prawie mnie przekonał…
P.S. w poniedziałek kolejne wpisy z jazd!
Własnie.. YBR 250… chyba mi się marzy własnie coś takiego.. mam obawy tylko czy dosięgnę nogami do ziemi ;-). Naczytałam sie o niej gdzie się da i tak w skrócie to same zalety ponoć… :D! Mój instruktor ma taką na placu więc w sobotę sie do niej przymierzę. I tak sobie myslę, że jak już się nauczę jeździć na takim duuuuużym 😉 egzaminacyjnym motocyklu (bo przyjdzie mi zdawać na Suzuki Gladius 500) to taka YBR będzie dla mnie w sam raz :-).
Ona raczej nie jest wysoka, ale ja mam inny punkt widzenia/siedzenia bo 173 cm 😉 Więc, lepiej sprawdź sama… Mi w YBR nie podobały się wąskie koła, mój String to kurdupel, ale kapeć z tyłu ma konkretny ;-D